Copyright by Subiektywnym Okiem. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Archiwum

niedziela, 30 grudnia 2012

Olejek arganowy marki Mila

Na "olejek arganowy" marki Mila (Milargan Argan Hemp Oil) natknęłam się po raz pierwszy podczas zakupów w lokikoki.pl (dlaczego napisałam olejek w cudzysłowiu zaraz się okaże ;)). Było to jeszcze przed ogarniętym mnie włosomaniactwem i wtedy moja wiedza z zakresu pielęgnacji włosów mocno kulała. Na tamten moment absolutnie nie czytałam żadnych składów kosmetyków, których używałam a jedynie byłam w stanie odróżnić odżywkę do włosów od szamponu i suszarkę od prostownicy. Wtedy przy przeglądaniu oferty internetowej sklepu zauważyłam kuszący baner przedstawiający "złoto maroka" olejek arganowy, polecany do pielęgnacji nie tylko puszących się i suchych włosów, ale również do twarzy. Markę Mila kojarzyłam głównie z bardzo dobrych i tanich masek do włosów, dlatego nie podejrzewałam Milii o jakieś machlojki przy reklamowanym olejku arganowym. Kliknęłam i zakupiłam za niecałe 20 zł buteleczkę 30 ml marokańskiego złota.

Olejek do mnie przyszedł i ogólnie nie wzbudzał żadnych moich zastrzeżeń. Pięknie pachniał i rzeczywiście przy pomocy jednej kropelki dyscyplinował moje włosy. Byłam zadowolona z zakupu. Spełniał swoje założenia, ale...

W tej chwili moja świadomość stosowanych preparatów jest troszkę większa, stąd postanowiłam przedstawić ten produkt rzetelniej niż zrobiono to na stronie sklepu, gdzie kupowałam olejek. Przede wszystkim na stronie nie został zamieszczony skład produktu, który prezentuje się następująco:

CYCLOPENTASILOXANE, DIMETHICONE, PHENYL TRIMETHICONE, ARGANIA SPINOSA (ARGAN) KERNEL OIL, CANNABIS SATIVA (HEMP), FRAGRANCE (PARFUM)

W dużym uproszczeniu wygląda to tak:
CYCLOPENTASILOXANE - silikon
DIMETHICONE - silikon
PHENYL TRIMETHICONE - silikon
ARGANIA SPINOSA (ARGAN) KERNEL OIL - tu jest olejek arganowy
CANNABIS SATIVA (HEMP) - olej z nasion konopii siewnych (doskonale przez wszystkich kojarzone jako konopie indyjskie, potocznie marihuana), który może przyczyniać się do powstawania zaskórników jeśli jest stosowany w czystej postaci bezpośrednio na skórę.
FRAGRANCE (PARFUM) - perfumki

Chyba sami przyznacie, że ten "olejek" nie za dużo ma wspólnego z olejkiem arganowym. Jednym słowem jest to duże naciągnięcie ze strony sklepu lokikoki.pl nazywania tego produktu olejkiem arganowym. Producent nazywa go eliksirem, a ja nazywam go silikonowym serum z odrobiną olejku arganowego.

Ogólnie produkt jest godny polecenia, ale jego nazwa jest bardzo myląca. Pamiętajcie, że to NIE JEST OLEJEK ARGANOWY! To silikonowe serum z olejkiem arganowym. Moje świadomie zakupione serum silikonowe z Artego działa w identyczny sposób co ten "olejek". Stosowałam go jedynie na włosy, więc nie wiem jakie ma działanie na skórze twarzy. Konsystencja typowo silikonowa, gęsta o przezroczystej barwie i pięknym zapachu. Nadaje się idealnie do zabezpieczania końcówek włosów i do ujarzmienia sterczących kosmyków.

Dodatkowo na opakowaniu zawarto informacje, że produkt jest wolny od parabenów, sulfate i że całkowity produkt oraz jego składniki nie były testowane na zwierzętach, a opakowanie nadaje się do recyklingu.

Moja subiektywna ocena Milargan Argan Hemp Oil marki Mila:

Jakość:

W porządku! Bardzo przyjemny!

Jakość opakowania:

W porządku! Opakowanie wygodne i przemyślane!

Cena:

Bez szału! Cena ani niska, ani wysoka. Średnia półka!

Nie długo przedstawię Wam 100% olejek arganowy, którego pokochały moje włosy :)

A jak jest z Wami? Stosowałyście kiedyś olejek arganowy? Jakie są Wasze wrażenia?

czwartek, 27 grudnia 2012

Stylizacja oka w AnnVinci

Niestety... jak większość "zabiegów" jestem w stanie sama wykonać w domu tak najzwyklejsza regulacja brwi i henna jest dla mnie absolutnie czarną magią. Zawsze, gdy sama się za to zabierałam efekt był koszmarny i zawsze kończyło się na wizycie ratunkowej u kosmetyczki. Nie wiem co jest grane, ale za Chiny Ludowe nie jestem w stanie ładnie i równo wydepilować sobie brwi - zawsze mi wychodzą jakieś "niedorobione". Jakoś nie umiem sama dobrać dla siebie ich odpowiedniego kształtu, a zabawy z henną kończyły się dla mnie równie przykro.

Jeśli chodzi o regulację brwi i hennę to do tej pory oddawałam się w ręce pierwszej lepszej kosmetyczce. Czasem wychodziłam mniej lub bardziej zadowolona, ale ogólnie efekty zawsze były lepsze od mojego samodzielnego majstrowania w tym zakresie. Bardzo często zdarzało się też, że na drugi dzień po regulacji u kosmetyczki pojawiało mi się zapalenie mieszków włosowych i wyglądałam znowu nieciekawie. Zapalenie pojawiało się najczęściej wtedy, gdy kosmetyczka zamiast zdezynfekować i oczyścić mi skórę pod brwiami, jedynie przegładzała je suchym płatkiem kosmetycznym - to się zawsze dla mnie kończyło zapaleniem mieszków.

Jednak najtrudniej było zadowolić moim kształtem brwi... moją mamę. Co do niej wpadałam w odwiedziny zawsze powracał temat kształtu moich brwi, że nie takie, że krzywe albo że zaostrzone i wyglądam "niesympatycznie". Nawet sama mama próbowała coś przy nich majstrować, ale też nie szło jej najlepiej i ciągle mi tylko powtarzała "Musisz zmienić swoją kosmetyczkę! Brwi masz nie takie jak trzeba!"

Zazwyczaj decydowałam się na samą regulację bez henny, ale po mojej wizycie w AnnVinci myślę, że henna stanie się obowiązkowym dodatkiem upiększającym moje oczy ku uciesze mojej mamy, która i w zakresie odcienia moich brwi miała zawsze "swoje ale".

Jak zapewne część z Was wie, salon AnnVinci mieści się na ul. Inżynierskiej 52A w apartamentowcu Corte Verona i trafiłam tam realizując swój kupon kupiony na kuponik4you.pl. Kupon obejmował (oprócz stylizacji oka) manicure hybrydowy, o którym pisałam Wam tutaj -> Manicure hybrydowy w Salonie Kosmetyki Estetycznej AnnVinci
Salon Kosmetyki Estetycznej AnnVinciW AnnVinci zostałam zaproszona do gabinetu zabiegowego widocznego na zdjęciu i posadzona na fotelu. Siedziałam swobodnie z bardzo niewielkim kątem nachylenia fotela. Pani kosmetyczka popatrzyła na moją twarz i stwierdziła, że mój naturalny kształt brwi pozwoli na osiągnięcie bardzo ładnej, łagodnej linii i że na razie jedną brew mam krzywo wydepilowaną względem drugiej, ale bez problemu to będzie można wyrównać. Następnie poinformowała mnie, że do mojego koloru włosów i tęczówki najlepsza będzie brązowa henna na brwi trzymana nie za długo oraz czarna henna na rzęsy. Poczułam wtedy, że nazwa usługi "stylizacja oka" nie jest przesadzona i chyba naprawdę trafiłam w porządne ręce.

Pani kosmetyczka położyła mi niewielki ręczniczek pod szyją, zmyła mi makijaż i zdezynfekowała skórę pod brwiami. Potem nałożyła hennę na brwi, a następnie na rzęsy. Zaraz po nałożeniu henny na rzęsy, została mi zmyta henna z brwi i rozpoczęło się skubanie, w czasie gdy henna na rzęsach dalej wnikała w moje włoski. Skubanie jak to skubanie pęsetką troszkę bolało, ale wszystko w granicach przyzwoitości ;) tzn. pani posługiwała się pęsetką bardzo sprawnie i wykonywała regulację bardzo dokładnie. Nie zdarzyło się jej ani razu pociągnąć mnie za włosek i go nie wyrwać. Po skubaniu zmyła mi hennę rzęs, uśmiechnęła się jakby sama do siebie widząc swoje dzieło i zaprosiła do mojej oceny efektu przed lustrem.

Byłam zaskoczona wręcz precyzyjną równością moich brwi. Nie wiem czy to zasługa henny czy skubania, ale moja prawa i lewa brew były identyczne, niczym odbicie lustrzane drugiej. Ponadto prezentowały delikatny łuk bez ostrego złamania, na którego punkcie moja mama była przewrażliwiona. Szczerze - byłam bardzo zadowolona. Rzeczywiście moje oko zostało wystylizowane! Wróciłam do domu i wykonałam ponownie makijaż. Wtedy mój TŻ stwierdził, że moje spojrzenie zaczęło bardziej przykuwać wzrok. Jednym słowem rewelacja! Polecam!

Podsumowanie opisanej stylizacji oka w salonie AnnVinci:
Strona salonu: www.annvinci.pl
Jakość usługi: Rewelacja! Z przyjemnością powtórzę zabieg!
Komfort klienta:  W porządku! Czułam się wystarczająco komfortowo!
Higiena: W porządku! Zabieg wykonany w higienicznych warunkach!
niedziela, 23 grudnia 2012

Skoncentrowana odżywka do paznokci 8 w 1 marki Eveline

Oto i ona! Oto odżywka, którą powinna mieć w domu każda dziewczyna mająca kłopoty z paznokciami. Po raz pierwszy usłyszałam o niej od mojej koleżanki, która zdecydowała się zrezygnować ze swoich tipsów. Jak pewnie część z Was się domyśla jej paznokcie po zdjęciu żelu były w stanie tragicznym - cienkie niczym pergamin i bardzo wrażliwe. Pani Kosmetyczka poleciła jej stosowanie właśnie tej odżywki. Marta była nią zachwycona i podczas jednego z naszych spotkań wspomniała o niej. Pomyślałam wtedy, że być może ta odżywka pozwoli mojej mamie również cieszyć się zdrowymi paznokciami. Moja mama od kiedy pamiętam zawsze miała cienkie, miękkie i łamliwe paznokcie. Zawsze zazdrościła mi moich, które musiałam najwyraźniej odziedziczyć po tacie ;)

Jak się okazało, skoncentrowana odżywka do paznokci 8 w 1 marki Eveline to był strzał w dziesiątkę! Zgodnie z instrukcją podaną przez producenta, moja mama rozpoczęła kurację odbudowującą swoje paznokcie. Trochę się obawiałam, czy mama da radę wytrzymać i być systematyczna w stosowaniu odżywki. Kuracja miała trwać min. 10 dni, podczas których codziennie przez 4 dni nakładana jest jedna warstwa odżywki. Mama nie znosi nie mieć pomalowanych paznokci i zawsze marzył jej się french, którego nigdy nie mogła mieć ze względu na bardzo krótkie paznokcie, które potrafiły się mimo to rozdwajać. Na szczęście mojej mamy (osobiście uważam, że to plus) odżywka nie jest bezbarwna, a mleczna. Każdego dnia należy nałożyć dodatkową warstwę odżywki na nałożoną poprzedniego dnia, a po 4 dniach (4 warstwach) należy ją zmyć i nakładać codziennie ponownie. Pierwsza warstwa powoduje lekki mleczny efekt na paznokciach, a z czasem przybiera kolor, który do złudzenia przypomina francuski manicure.
Nie mieszkam ze swoją mamą już od ponad 5 lat, a dzielące nas km są liczone w setkach, wiec nie miałam możliwości kontrolowania jej kuracji osobiście, ale starałam się codziennie do niej przedzwonić i przypomnieć o nałożeniu odżywki. Zależało mi na tym, aby w końcu mogła się ucieszyć z posiadania długich paznokci. O dziwo, każdego dnia o tym sama pamiętała i po pierwszych dniach zaprzestałam zabawy w "przypominajkę". Po 4 miesiącach, gdy odwiedziłam rodzinny dom nie mogłam wprost uwierzyć, że mamy paznokcie są naprawdę jej! Były długie na ok. pół cm, ładnie wypiłowane i byłam pewna, że ze zrobionym manicure french, który się okazał być 4 warstwą odżywki Eveline.

Moja mama ją tak pokochała, że przez kilka miesięcy stosowała ją jak zwykły lakier każdego dnia utwardzając i odżywiając swoje paznokcie, a efekt kolorystyczny do złudzenia przypominał jej wymarzony french.

To była perfekcyjna rekomendacja dla tej odżywki, którą sama stosuję, aby podreperować swoje paznokcie po zdjęciu hybrydy acetonem. Polecam każdemu! To jest must have wśród odżywek do paznokci i mówię to z czystym sumieniem! A wiedząc, że jest to polska marka moje serce się raduje i rośnie z dumy!

Odżywka ponadto kosztuje ok. 10 zł i jest dostępna praktycznie w każdej drogerii!

Moja subiektywna ocena Skoncentrowana odżywka do paznokci 8 w 1 marki Eveline:

Jakość:

Rewelacja! Najwyższa jakość!

Jakość opakowania:

W porządku! Opakowanie wygodne i przemyślane!

Cena:

W porządku! Cena raczej na każdą kieszeń!

Macie swoje ulubione odżywki? A może właśnie ta z Eveline jest waszą ulubioną? Jak to jest u Was?


czwartek, 20 grudnia 2012

7 grzechów głównych Salonów Kosmetycznych


Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić moim subiektywnym zdaniem 7 grzechów głównych popełnianych przez Salony Kosmetyczne. Kolejność przedstawionych grzeszków jest przypadkowa.
Zaczynamy!

1. Pobieranie opłaty za podaną kawę lub herbatę

Pobieranie opłaty za podaną kawę lub herbatę w Salonie KosmetycznymTak - byłam świadkiem takiej sytuacji. Na dzień dobry standardowo w Salonie Kosmetycznym zaproponowano Klientce kawę lub herbatę do picia. Klientka niczego nie podejrzewając poprosiła o kawę. Obsługująca ją Pani w recepcji dopytała czy Klientka ma ochotę na kawę czarną, a może z mlekiem, latte, americano, cappuciono czy może espresso. Po chwili Klientka otrzymała wybraną przez siebie świeżutką kawę prosto z ekspresu, kompletnie nie będąc świadoma, tego iż jej wybór kosztował ją dodatkowe 8 zł doliczone do rachunku zabiegu kosmetycznego. Mina Klientki przy regulowaniu płatności była jakby to ująć... bezcenna.
Jeżeli Salon Kosmetyczny decyduje się na pobieranie opłat za kawę lub herbatę, to Klient powinien zostać wcześniej poinformowany o dodatkowym koszcie. Np. w chwili wyrażenia Klienta chęci na napój powinno mu zostać przedstawione menu z propozycjami napojów wraz z cennikiem.
Osobiście uważam pobieranie opłat przez Salon Kosmetyczny za kawę lub herbatę za duży nietakt. Jeżeli Salon nie chce ponosić tego typu kosztów, może zaproponować do picia wodę lub w ogóle zrezygnować z podawania napojów Klientom.

2. Podanie gorącego napoju tuż przed zabiegiem na twarz lub ciało

Takie sytuacje miewam bardzo często, a zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym. Na dworze jest zimno i często oferowana jest mi kawa lub herbata przed zabiegiem. Ma to sens, gdy mój zabieg się trochę opóźni - wtedy mogę w spokoju napić się kawy. Ale w sytuacji, gdy zaraz po jej podaniu jestem zapraszana do gabinetu zabiegowego gdzie mam położyć się na łóżku to jest to trochę bez sensu. Nie umieć pić na leżąco ani nie jestem w stanie napić się wrzątku. Nie umiem pić gorącej herbaty tuż po jej podaniu - zawsze muszę chwilę odczekać, aż trochę przestygnie. Więc jak mam się jej napić, skoro nie pozostawiono mi na to czasu?
Wniosek. Gorące napoje proponujemy, gdy Klientka ma możliwość jej spokojnego skosztowania przed zabiegiem lub w jego trakcie, np. przy manicure czy pedicure.

3. "Czy jest Pani zadowolona z zabiegu?"

Takie pytanie było mi dane usłyszeć kilka razy tuż po wykonanym zabiegu. To jest najbardziej nietrafne pytanie zadawane w Salonach Kosmetycznych jakie znam. Najczęściej pada ono z ust, Pań kosmetyczek stawiających swoje pierwsze kroki w kosmetycznej branży. Takie Panie robią wszystko, aby Klient był zadowolony i do nich wrócił. Starają się jak mogą, aby wszystko było w porządku. Jest to dla nich wielki plus! Ale czasami początki bywają trudne i nie zawsze wszystko idzie gładko. Ja osobiście "wybaczam" drobne wpadki takim Paniom Kosmetyczkom, bo wiem że się starają i robią co w ich mocy, abym wyszła od nich zadowolona. Czasami u niektórych Pań są to silnie stresujące sytuacje i dajmy na to Pani Kosmetyczka krzywo pomaluje nam paznokcie. Kochane Panie Kosmetyczki jak mam Wam szczerze odpowiedzieć na pytanie, że nie jestem zadowolona po mam krzywo pomalowane paznokcie skoro widziałam jak się starałyście, aby było dobrze? Ja nie mam serca takiej osobie powiedzieć, że nie jestem zadowolona i często zdarza mi się kłamać, tylko po to, aby Was nie zranić. Bądźcie pewne, że na to pytanie Klient w większości przypadków skłamie. 
Natomiast takie pytanie możemy śmiało zadawać przy wykonywanych seriach zabiegów, aby sprawdzić jakie są odczucia Klienta co do skuteczności zabiegów.
Wniosek. Nie zadajemy takich pytań Klientom tuż po wykonanym zabiegu.

4. Włączenie muzyki rockowej lub pop jako podkładu dźwiękowego do zabiegu

To również często spotykana praktyka w Salonach Kosmetycznych. Najczęściej jednak spotyka się włączone radio. A które stacje dokładnie? Eska Rock, Radio Zet lub RMF FM. Osobiście nie mam nic przeciwko samej muzyce rockowej czy pop, ale ona kompletnie nie nadaje się do słuchania w Salonie Kosmetycznym. Salon to miejsce relaksu i wyciszenia. Spraw, aby to miejsce było oazą spokoju i zamiast energicznej J.LO włącz radio Chilli Zet lub własną płytę z relaksującą muzyką.

5. Rozmowy telefoniczne z koleżankami podczas wykonywania zabiegu

Na szczęście nigdy nie byłam w takiej sytuacji, że obsługująca mnie Pani przytrzymuje jednym ramieniem telefon do ucha i w najlepsze plotkuje ze swoją koleżanką podczas piłowania i malowania mi paznokci. Ale niestety widziałam taką sytuację. Dla mnie jest to kompletny brak szacunku względem Klientki. Nie dość, że zabieg jest wykonywany byle jak to dodatkowo Klientka jest zmuszona do wysłuchiwania czyichś problemów zdrowotnych, rodzinnych, finansowych itp.
To już grzech zakrawający o brak kultury osobistej.

6. Wyjście na "dymka" tuż przed wykonywaniem zabiegu na twarz

Tu nie ma co się specjalnie rozpisywać. Palące Panie Kosmetyczki powinny oszczędzić nieprzyjemnego zapachu ze swych ust Klientom, którym po chwili będą wykonywać zabieg wymagający bliskiego kontaktu twarzą w twarz. Jeśli już nam się zdarzyło zapomnieć i zapalić papierosa tuż przed obsługą naszej klientki to załóżmy na twarz jednorazową maseczkę ochronną.

7. Brudny uniform lub jego brak

Taki kubraczek wydaje mi się być obowiązkowy. Tak samo jak w przypadku lekarzy tak i kosmetyczek. Przede wszystkim Klient ma poczucie, że trafił w profesjonalne ręce. Dlatego taki uniform musi być zawsze czysty i schludny.

I na końcu zostawiłam sobie jeszcze mały grzeszek - wskazówkę.
Drogie Panie Kosmetyczki! Starajcie się zawsze prezentować Waszym Klientom w makijażu - niech będzie delikatny, ale niech zawsze będzie! Pamiętajcie, że Wasz wizerunek jest wizytówką Waszych usług.

A Wy dziewczyny? Znacie jeszcze jakieś grzeszki popełniane przez Panie Kosmetyczki? Dajcie koniecznie znać! :)

buziaki,
Vera
wtorek, 18 grudnia 2012

Aceton - sposób na zmycie lakieru hybrydowego

Jak wspominałam już kiedyś w jednym z postów są dwa sposoby na samodzielne usuniecie lakieru hybrydowego w domu (Zmywanie lakieru hybrydowego w domu). Bardzo często w salonach kosmetycznych nie jest zdradzany taki sposób i pani kosmetyczki zachęcają do ponownych odwiedzin salonu na usunięcie lakieru hybrydowego. W niektórych salonach taka usługa jest za darmo przy ponownym wykonaniu manicure hybrydowego lub płatna ok. 30 zł jeśli nie zdecydujemy się na kolejny manicure hybrydowy.
Aceton kosmetyczny 
W przeciwieństwie do tipsów żelowych, lakieru hybrydowego się nie uzupełnia. Paznokcie rosną pozostawiając "niepomalowaną" szczelinę, ale aby ją uzupełnić należy całkowicie zmyć lakier hybrydowy i nałożyć go ponownie. Lakier hybrydowy jest znacznie mniej szkodliwy jak nałożenie tipsów żelowych lub akrylowych, a jego usunięcie jest prostsze i mniej inwazyjne - choć nie jest kompletnie obojętne dla naszych paznokci.

Do zmywania lakieru hybrydowego stosuje się aceton kosmetyczny. Manicure hybrydowy sam w sobie nie jest szkodliwy dla paznokci, ale jego zmywanie już tak. Zresztą same pewnie zauważyłyście, że na zmywaczach do paznokci często można znaleźć informację, że zmywacz nie zawiera acetonu. Dzięki temu taki zmywacz jest łagodniejszy dla naszych paznokci i nie powoduje ich przesuszenia jak aceton. Jednak zwykłym zmywaczem bez acetonu nie jesteśmy w stanie zmyć lakieru hybrydowego.

Gdzie we Wrocławiu można kupić aceton kosmetyczny?

Ja swoje 100 ml buteleczki acetonu kupuję na stanowisku NeoNail w Centrum Handlowym Magnolia lub Factory Outlet za 9-10 zł. Ale również możemy dokonać zakupu w hurtowniach kosmetycznych, np. w Vanity na ul. Szwedzkiej 11A lub w internecie.

Jak sprawić, aby nasze paznokcie się nie niszczyły przez usuwanie manicure hybrydowego?

Najlepiej byłoby w ogóle nie używać acetonu. Jednak nie ma takiej możliwości przy lakierze hybrydowym. Ja sama uwielbiam efekt jaki daje hybryda, stąd mam swoje dwa sposoby na nie katowanie swoich paznokci. Poniżej przedstawiam zdjęcie wyglądu moich paznokci po zdjęciu lakieru hybrydowego acetonem.
Paznokcie po zmyciu lakieru hybrydowego acetonem
Paznokcie są troszkę "chropowate" i przesuszone. Lakier hybrydowy usunęłam drugim sposobem, który przedstawiłam tutaj Zmywanie lakieru hybrydowego w domu. Być może trzymam aceton zbyt krótko na paznokciach, stąd ta chropowatość. Ale naprawdę staram się trzymać go niezbędne minimum, aby paznokci nie przesuszać.
Moje dwa sposoby na to, aby paznokcie cieszyły cię dobrą kondycją to ograniczenie stosowanie lakieru hybrydowego i nakładanie go od święta oraz stosowanie intensywnej odżywki do paznokci po zmyciu lakieru hybrydowego. W następnym poscie przedstawię Wam odżywkę, która rewelacyjnie sprawdza się przy odżywianiu paznokci nawet w najgorszym stanie! Sprawdzona przeze mnie, moją mamę i koleżankę po rocznym noszeniu tipsów.

Macie jakieś swoje sprawdzone sposoby na odżywienie zniszczonych i przesuszonych paznokci?


Już teraz Was zapraszam do poznania mojej niezawodnej odżywki do paznokci!
Vera
sobota, 15 grudnia 2012

Baza pod cienie marki Inglot


Baza pod cienie marki Inglot
Proszę Państwa oto bubel nr 1 wśród marki Inglot! Jak pewnie część z Was wie, moje specyficzne powieki wymagają nałożenia bazy pod cienie jeśli chcę aby makijaż oka trzymał się dłużej jak 2-3 h. No niestety, nie każdy się rodzi z pięknymi oczami o matowej powiece i czasem trzeba się wspomóc np. bazą pod cienie. Niestety bez wcześniejszego sprawdzenia opinii na temat bazy Inglota skusiłam się na jego zakup. Baza miała sprawić, że cienie staną się wyraziste i będą znacznie dłużej się utrzymywały na oku - tak zostałam poinformowana przez panią sprzedawczynię przy stanowisku kosmetyków Inglot. 

Niestety baza kompletnie nie spełniła moich oczekiwań! Jej konsystencja jest dziwnie miękka, niczym masło wyciągnięte z lodówki i pozostawione na kilka godzin - tak również wygląda. Konsystencję ma tłustą i mazistą. Nie zastyga w żaden sposób na oku i już sama potrafi się na nim rolować. Nałożone na nią cienie, bez względu na to czy cienie Inglota czy innej marki, nie trzymają się ani godziny dłużej jak zwykle. Mało tego! Znacznie szybciej mi się rolowały i rozmazywały.
Baza pod cienie marki Inglot 
Byłam tak rozczarowana bazą, że już na drugi dzień po zakupie zdecydowałam się ją zwrócić. Niestety produkt był używany i pani sprzedawczyni nie chciała przyjąć zwrotu. Na moją propozycję reklamacji, pani poinformowała mnie, że odbywa się ona przez moje bezpośrednie odesłanie produktu do producenta i nie mogę złożyć reklamacji za pośrednictwem sklepu. Musiałabym wtedy sama pokryć koszty wysyłki itp. Ponieważ jeszcze wtedy byłam studentką i każdy wydany grosz przemyślałam 50 razy zrezygnowałam z dokonania reklamacji, a bublowa baza została ze mną. Koszty wysyłki i ryzyko nieuwzględnienia reklamacji były dla mnie zbyt wysokie na tamten moment. 

Byłam wtedy niesamowicie rozczarowana, że wydałam 35 zł za mały słoiczek badziewia, bo miałam naprawdę ogromną nadzieję, że będzie to dobra inwestycja i w końcu mój makijaż będzie się prezentował przyzwoicie przez kilka godzin. To był na tyle duży dla mnie karny kop w tyłek, że od tamtego momentu przestałam już kupować kosmetyki bez sprawdzenia o nich opinii na wizażu.

Próbowałam dawać bazie kilkakrotnie szanse, lecz za każdym razem efekt był taki sam przy różnych sposobach nakładania. Kompletnie nie dziwię się, że w skali od 1-5 na wizażu baza ma średnią ocenę 2 przy 130 opiniach wystawionych przez wizażanki. Jest to bubel jakich mało... Ten incydent sprawił, ze również bardziej rozważnie zaczęłam podchodzić do zakupów w Inglocie.

Moja subiektywna ocena bazy pod cienie marki Inglot:

Jakość:

Tragedia! Zmarnowane pieniądze!

Jakość opakowania:

W porządku! Opakowanie wygodne i przemyślane!

Cena:

Kiepsko! Drogi kosmetyk!
czwartek, 13 grudnia 2012

Mój pierwszy tag :)

Jest mi niezmiernie miło, że mój blog został dostrzeżony i wyróżniony przez Panią Domu :) Dzięki niej mam okazję po raz pierwszy wziąć udział w blogowej zabawie jaką jest TAG'owanie.
Liebster Blog Award

O co chodzi z TAG'ami?

Wyróżnienie Liebster Blog otrzymywane jest od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Osoba z wyróżnionego bloga odpowiada na 11 pytań zadanych przez osobę, która blog wyróżniła. Następnie również wyróżnia 11 osób (informuje je o tym wyróżnieniu) i zadaje 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie.
Poniżej prezentuję pytania Pani Domu wraz z moimi odpowiedziami :)
  1. Jaki jest Twój ulubiony zapach - roznoszący się po domu?

    Zapach świeżo usmażonych naleśników.
  2. Zwykły telefon do dzwonienia i pisania smsów czy mobilne centrum dowodzenia?

    Mobilne centrum dowodzenia. Lubię mięć wszystko pod ręką w jednym urządzeniu.
  3. Samodzielne gotowanie czy gotowiec?

    Zdecydowanie samodzielne gotowanie. Wtedy wiem, że to co gotuję nie jest naszpikowane chemią.
  4. Peeling enzymatyczny czy mechaniczny?

    Peeling enzymatyczny. Moja buzia źle znosi mechaniczne peelingi.
  5. Twój Kosmetyk Wszechczasów?

    Myślę, że mogłabym zaliczyć do niego płyn micelarny Biodermy dla skór wrażliwych. Dla mnie jest to produkt niezastąpiony.
  6. Co Cię wkurza?

    Niekompetencja.
  7. Kawa? Jeśli tak to jaka?

    Częściej piję herbatę :) Ale zdarza mi się pić rozpuszczalną kawę z mlekiem. Nie pogardzę również klasycznym espresso :)
  8. Seriale? Ulubiony?

    Desperate Housewives - mój ulubiony, kochany, wielokrotnie obejrzany.
  9. Krótkie czy długie paznokcie? I w jakim kolorze?

    Długie w odcieniach czerwieni.
  10. Ostatnie pieniądze wydałabym na...

    egzotyczną wycieczkę z obowiązkową wizytą w SPA w programie.
  11. Pierwsza myśl po przebudzeniu?

    "jeszcze 5 minut...."
Zgodnie z zasadami zabawy do odpowiedzi na moje pytania nominuję:
  1. salonypieknosci.blogspot.com
  2. zakosmetykowane.blogspot.com
  3. pieknaabestia.blogspot.com
  4. ciasteczkowy.blogspot.com
  5. whatilovethemostinside.blogspot.com
  6. za-wysoko.blogspot.com
  7. blogcaskady.blogspot.com
  8. lizzie-cosmetics.blogspot.com
  9. pieknowedlugdemene.blogspot.com
  10. www.thelovehanger.com
  11. katosu.blogspot.com

Oto moje 11 pytań do Was :)
  1. Wolisz sok pomarańczowy czy marchwiowy?
  2. Wizyta w salonie kosmetycznym czy pielęgnacja w domu?
  3. Preferujesz tonik czy płyn micelarny?
  4. Twoje niespełnione marzenie to...
  5. Ulubiony deser?
  6. Czy uprawiasz jakiś sport? Jeśli tak, to jaki?
  7. O której zazwyczaj chodzisz spać?
  8. Krem pod oczy stosujesz obowiązkowo czy nie zawsze?
  9. Wolisz seriale czy filmy?
  10. Twoje włosy są farbowane czy w naturalnym kolorze?
  11. Twoje ulubione perfumy to...
pozdrawiam Was,
Vera
środa, 12 grudnia 2012

Depilacja nóg woskiem miękkim w Salonie Inspiracje

Tym razem zdecydowałam się odwiedzić Salon Inspiracje, który ma swoją siedzibę na ul. Kazimierza Wielkiego 27/1a tuż obok dużego salonu Plusa. Bardzo łatwo do niego trafić - jest dobrze oznaczony. Do wizyty w salonie skusiła mnie oferta prezentowana na portalu cuppon.pl na depilację całych nóg woskiem za niecałe 30 zł. Oczywiście przed podjęciem decyzji o kupnie kuponu standardowo zajrzałam na stronę internetową salonu. Co dziwne Salon Inspiracje ma bardzo dziwną domenę, tzn. inspiracje.co zamiast inspiracje.com . Nie jest to profesjonalna domena, ale poza tym strona prezentowała się całkiem nieźle, a galeria zdjęć salonu nie wzbudzała moich podejrzeń, wręcz przeciwnie wnętrze salonu zachęciło mnie do przetestowania tego miejsca.
Salon fryzjersko-kosmetyczny InspiracjeNa wizytę umówiłam się kilka dni po zakupie kuponu. Na stronie internetowej była informacja, że salon jest czynny już od godz. 900. Jednak gdy próbowałam się umówić, nikt przed godziną 1200 nie odbierał telefonu. Gdy już udało mi się dodzwonić bez problemu umówiłam się na wybrany przeze mnie termin.

Salon Inspiracje jest salonem w którym możemy skorzystać z usług fryzjerskich i kosmetycznych. Zaraz po wejściu do salonu znajdujemy się w części fryzjerskiej, w której znajduje się również recepcja z dwiema kanapami. Gdy weszłam przywitała mnie z uśmiechem pani fryzjerka pytając w czym może mi pomóc. Wyjaśniłam, że jestem umówiona na depilację. Pani poinformowała panią kosmetyczkę o moim przyjściu i pokazała miejsce w szafie, gdzie mogę zostawić swoją kurtkę. W międzyczasie pojawiła się pani kosmetyczka, która nie zrobiła na mnie dobrego pierwszego wrażenia. Wydawała się być znudzona bez grama uśmiechu na twarzy. Była ubrana w biały uniform, a na nogach białe klapki lekarskie z zakrytymi palcami. Włosy były upięte w klasyczny warkocz spięty kolorową gumką, a na twarzy jedynym makijażem był tusz do rzęs. Od razu zauważyłam, że w ustach żuje gumę. Gestem ręki zaprosiła mnie do gabinetu zabiegowego. Z pierwszego pomieszczenia przeszłam przez następne, w którym postawiony był stoliczek do manicure oraz myjka fryzjerska. Przy stoliczku była już obsługiwana jedna klientka, a pani manicurzystka na mój widok się uśmiechnęła i powiedziała "dzień dobry". Zauważyłam, ze była ubrana w zupełnie inny uniform niż obsługująca mnie pani. Zamiast białego, miała ubranko w odcieniach brązu, które prezentowało się znacznie lepiej.

Gdy znalazłyśmy się już w gabinecie pani kosmetyczka wskazała mi miejsca gdzie mogę zostawić torebkę i poprosiła o zdjęcie spodni i położenie się na łóżku.  Sama na ten czas wyszła dając mi odrobinę prywatności. Łóżko było okryte pokrowcem miłym w dotyku, a materiał z włókniny położony został jedynie na wysokości od kolan do stóp. Gabinet był ładnie urządzony, wysprzątany i panował w nim porządek. Gdy pani kosmetyczka wróciła dyskretnie przeszła przez drzwi, dbając o to by nie uchylić ich za bardzo i nie prezentować mojej golizny zza drzwiami. Mały gest, ale dla mnie dużo znaczący. Pani spytała czy miałam już wykonywaną depilację woskiem. Odpowiedziałam, że tak i spytałam czy długość moich włosków jest odpowiednia, choć wiedziałam, że jest idealna. Pani kosmetyczka nachyliła się aby ocenić długość włosków, powiedziała, że powinno złapać, a jak nie to trudno i tak już zrobimy i tak... W sumie spodziewałam się odpowiedzi, że jeżeli nie będą odpowiedniej długości to możemy przesunąć naszą wizytę o kilka dni, ale jak widać usłyszałam co innego ;)

Pani kosmetyczka nie umyła przy mnie rąk, ani ich nie zdezynfekowała oraz nie założyła jednorazowych rękawiczek. Nogi zostały zdezynfekowane sprayem i wytarte chusteczką. Następnie Pani posypała je talkiem i rozpoczęła nakładanie wosku z podgrzewacza z kasetką. Dość dużą powierzchnię nóg pokryła woskiem i przystąpiła do przykładania paska. Jednym paskiem usunęła praktycznie cały przód łydek. W trakcie depilacji wydawało mi się, że pani nie za często wykonuje depilacje, bo nie szło jej zbyt sprawnie. Z czasem stawała się coraz bardziej poklejona od wosku. Raz pasek był przygładzany ręką a raz dociskany do skóry. Raz był rwany błyskawicznie, a raz z kilku sekundowym zawahaniem. Raz był rwany szybko i do końca, a raz wolno zatrzymując się w połowie. No kurcze powiem Wam, że trochę się tam namęczyłam - na pewno wiecie jak nie przyjemne jest urwanie paska do połowy, bo reszta się zatrzymała. Po depilacji łydek pani kosmetyczka przeszła na depilację ud, a na końcu zostawiła sobie kolana. Zostałam posmarowana oliwką i poproszona o przewrócenie się na brzuch, w celu dokończenia depilacji tylnej części nóg. Po wszystkim pani kosmetyczka nałożyła oliwkę, umyła ręce, poinformowała mnie o zakończonym zabiegu i wyszła z gabinetu. Byłam trochę zawiedziona, że nie zostałam poproszona o sprawdzenie jakości wykonanego zabiegu. Zazwyczaj panie pytają i proszą o sprawdzenie, czy wszystkie włoski zostały usunięte i czy coś wymaga poprawy.

Pani kosmetyczka po wyjściu z gabinetu wróciła po krótkiej chwili, uprzedzając mnie pukaniem do drzwi i czekając na moją odpowiedź. Wręczyła mi kupon zniżkowy na zabiegi na twarz. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam lekki uśmiech na jej twarzy. Podziękowałam za kupon i wyszłam z gabinetu. Pani kosmetyczka nie odprowadziła mnie do wyjścia, więc nie miałam okazji się z nią pożegnać, wiec podziękowałam i pożegnałam się z pozostałą obsługą salonu Inspiracje.

Powiem Wam, że po kilku dniach zaczęłam się zastanawiać czy nie byłam obsługiwana przez praktykantkę salonu. To w sumie by wyjaśniało zachowanie pani kosmetyczki, które było o 180o odmienne od podejścia pozostałego personelu do klienta. Cały personel był miły i nastawiony przyjaźnie, wiele osób się do mnie uśmiechało i było życzliwych. Pani, na którą trafiłam zupełnie nie pasowała do tego obrazka...

Podsumowanie opisanej depilacji nóg w Salonie Inspiracje:

Strona salonu: www.inspiracje.co
Jakość usługi: Bez szału! Jeszcze się zastanowię czy wrócę!
Komfort klienta:  W porządku! Czułam się wystarczająco komfortowo!
Higiena: Bez szału! Higiena poddana została moim wątpliwościom!

Ocena ogólna:
Podsumowanie mojej wizyty w Salonie Inspiracje wymaga dodatkowego komentarza. Jakość zabiegu oceniłam na "bez szału", ponieważ w moim odczuciu nie był wykonany sprawnie oraz nie wszystkie włoski zostały mi usunięte. Kolana, uda i trochę łydki zostały zrobione nie dokładnie i w domu musiałam pobawić się trochę moim depilatorem, aby usunąć pozostałe włoski. Jeśli chodzi o higienę to zabrakło mi jednorazowych rękawiczek lub dezynfekcji rąk przez kosmetyczkę oraz jednorazowego materiału położonego na fotel zabiegowy - poza tym nie mam zastrzeżeń do higieny. Na pytanie czy tam bym wróciła odpowiedziałabym, że tak. Ale! Upewniłabym się, że byłabym obsługiwana przez inną panią kosmetyczkę. Jeżeli pani kosmetyczka nie była praktykantką, a jedyną osobą obsługującą salon kosmetyczny to bym nie wróciła. Ogólnie rzecz ujmując Salon Inspiracje zrobił na mnie dobre wrażenie wraz z pozostałym personelem i nie skreślałabym go z powodu jednego elementu, który nie pasował do całej układanki.