środa, 31 lipca 2013

O tym, ile warty jest bezpośredni kontakt z dystrybutorem Aussie w Polsce.

Długo zastanawiałam się czy opublikować tego posta. Ostatecznie zdecydowałam, że warto wiedzieć, jak Klienci mogą być nabijani w butelkę i tylko z pozoru ich problemy są ważne dla producenta. Poznajcie zatem moją krótką mailową przygodę z dystrybutorem produktów Aussie w Polsce...

W ostatnich postach podzieliłam się z Wami opinią o produktach Aussie, które od niedawna można zakupić również u nas. Marka ogólnie cieszy się pozytywną opinią wśród konsumentów na całym świecie, do których ja niestety nie należę.
Szampon Aussie niesamowicie plątał mi włosy, czym zasłużył sobie na miano bubla stulecia i najgorszego szamponu do mycia włosów EVER.

Czasami jest tak, że to nie produkt jest winny naszej "urodowej" katastrofie, a nasz sposób jego użytkowania. Fakt iż, doceniany na całym świecie szampon traktował okropnie moje włosy był dla mnie tak niesamowity, że zaczęłam wątpić w swoją technikę mycia włosów. Skłonna byłam szukać winy u siebie. Zaczęłam włosy myć inaczej, a gdy nadal problem występował zdecydowałam się zwrócić o pomoc bezpośrednio do Aussie na ich fanpage'u. Niestety na fanpage'u Aussie jest miejsce tylko na "ochy" i "achy", a gdy pojawiają się komentarze negatywne lub potrzebujące porady lub pomocy (jak było w moim przypadku) automatycznie otrzymujemy wyrazy informację o smutku od Aussi z powodu naszego niezadowolenia z ich produktów oraz jesteśmy proszeni o kontakt z działem konsumenckim i tyle. 

Ani me, ani be, nie znajdziemy nigdzie kontaktu do takiego działu i większość osób na tym kończy swój kontakt z owym działem, ale... nie ja. Ponieważ nie miałam nic do stracenia postanowiłam iść za ciosem i skontaktować się z działem konsumenckim Aussie. W tym celu poprosiłam na fanpage'u o kontakt do owego działu. Otrzymawszy adres skleciłam następującego maila (oryginalna pisownia wszystkich zamieszczonych poniżej maili została zachowana - w tym literówki. Natomiast imię i nazwisko konsultanta zostało ocenzurowane):
"Witam!
Na Państwa profilu na facebooku pozwoliłam sobie zadać pytanie czy tylko mnie Państwa szampon do włosów farbowanych niesamowicie plącze włosy? Spytałam również czy być może ktoś ma podobny problem? Ponieważ moje włosy są po nim mocno splątane, sztywne i szorstkie :(
Jedynie sytuację ratuje odżywka z serii, ale niestety i po jej zastosowaniu rozczesanie moich farbowanych, rozjaśnianych włosów jest bardzo trudne mimo iż rozczesuję je szczotką Tangle Teezer.
Osoba administrująca Państwa Facebookiem poleciła mi kontakt z Państwem podając adres - stąd mój mail.

pozdrawiam serdecznie,
Vera"

Na odpowiedź przyszło mi czekać stosunkowo krótko, a oto ona:

"Szanowna Pani,
Dziękujemy bardzo za kontakt z nami w sprawie naszego produktu, Aussie. Przykro było nam słyszeć o kłopotach związanych z użyciem naszego wyrobu.
Niestety określenie przyczyny problemu jest niemożliwe bez zbadania zakupionego przez Panią produktu. Dlatego też będziemy niezmiernie wdzięczni za podanie nam adresu do korespondencji, w celu przesłania do Pani opłaconej koperty zwrotnej. Po otrzymaniu koperty, należy odesłać w niej kwestionowany produkt wraz z oryginalnym opakowaniem.
Prosimy o nadanie przesyłki na poczcie, jako poleconej.

Z poważaniem,
XYZ
Dział Konsumencki"

W moim odczuciu badanie produktu nie miało najmniejszego sensu, bo 99,9% takich badań kończy się wynikiem satysfakcjonującym dla producenta, a nie klienta. Oczekiwałam jakiejś porady lub dodatkowych pytań dotyczących mojej pielęgnacji włosów. Zatem odpisałam następująco:

"Dziękuję za odpowiedź na mojego maila.
Proszę mi powiedzieć co ma na celu dokonanie badania Państwa produktu? W większości tego typu spraw sytuacja wykazuje, że produkt jest bezpieczny i nie zawiera wad. Natomiast efekt na włosach może być różny w zależności od typu i kondycji włosa, osoby go stosującej. Szampony do włosów czy kremy do twarzy są produktami, na które ludzie mogą reagować różnie. W moim przypadku problem nie dotyczy kłopotów skórnych (łupieżu, uczulenia, alegrii, swędzenia) po zastosowaniu Państwa produktu, a kondycji moich włosów po jego zastosowaniu a dokładniej problemów z ich rozczesaniem. Obiecują Państwa na opakowaniu ich wygładzenie, co w moim przypadku się nie sprawdza. Zastanawiam się jedynie czy samo badanie produktu ma jakikolwiek sens w tej sytuacji. Samo badanie produktu jest w moim odczuciu niewystarczające, aby udowodnić Państwu, że produkt nie wygładza włosów na tyle, aby dały się swobodnie rozczesać. 
Nie wiem czy jest to kwestia złego doboru linii produktów, która mimo, że mam włosy farbowane (rozjaśniane, długie) jest nieprawidłowa. Czytam głównie pozytywne opinie o Państwa produktach, dlatego zdziwiona byłam w jaki sposób działają na moich włosach. Stąd również moje pytanie, czy być może linia do farbowanych jest nieodpowiednia? 
Napisałam do Państwa maila ponieważ tak mi polecono na fb, natomiast nie mam pojęcia co mój mail i Państwa badanie produktu miałoby rozwiązać. 

pozdrawiam serdecznie,
Vera"

A oto odpowiedź otrzymana jeszcze tego samego dnia:

"Szanowna Pani,
Bardzo dziękujemy za Pani opinię dotyczącą naszego produktu.
Jesteśmy bardzo wdzięczni za przedstawione przez Panią uwagi dotyczące szamponu Aussie. Zapewniamy Panią, że wszystkie opinie, jakie otrzymujemy od naszych odbiorców, przyjmujemy z wielkim zainteresowaniem i przekazujemy od razu do odpowiednich działów.
Mimo dużej popularności naszych produktów, o której świadczą wyniki sprzedaży oraz ankiety wśród konsumentów, zdajemy sobie sprawę, że jeden produkt nie jest w stanie usatysfakcjonować wszystkich odbiorców. Tym niemniej jest nam bardzo przykro, że znalazła się Pani w tej nielicznej grupie osób, którym nie odpowiada nasz wyrób.
Jak słusznie Pani zauważyła reakcja na poszczególne kosmetyki pielęgnujące jest kwestią indywidualną każdego z nas i jest zależna od wielu czynników, które maja duży wpływ na ich skuteczne działanie.
Zapewniamy jednak, iż Pani uwagi przekazaliśmy do Działu Projektów i Rozwoju, gdzie zostaną wzięte pod uwagę przy pracach nad tym produktem oraz przy opracowywaniu nowych wyrobów. To właśnie stałe kontakty z odbiorcami pozwalają nam zachować niezmiennie wysoką pozycję na bardzo wymagającym rynku.
Dodatkowo informujemy, iż zgodnie z obowiązującym prawem każdy konsument ma możliwość zareklamowania kwestionowanego produktu.
Jeszcze raz dziękując Pani za cenne uwagi dotyczące naszego wyrobu,

Pozostajemy z poważaniem,
XYZ
Dział Konsumencki"

W tym miejscu moja mailowa wymiana zaczęła mnie już lekko irytować, ponieważ czułam się pozostawiona sama sobie ze swoim problemem, ale z czystej ciekawości zdecydowałam się kontynuować dalej ową korespondencję, aby zobaczyć w jaki sposób zachowa się dystrybutor. Oto moja odpowiedź:

"Dziękuję za odpowiedź. 
W jaki sposób można zatem zareklamować produkt i czy w ogóle jest sens jego reklamowania, skoro włosy mogą reagować w różny sposób?
Chciałabym po prostu uniknąć sytuacji marnowania mojego czasu reklamacją, która z góry wiadomo, że zostanie odrzucona, bo sam w sobie produkt jest niewadliwy, a jedynie mi nie służy.

pozdrawiam serdecznie,
Vera"

Wiem, uparta jestem jak bury osioł! Nie dałam za wygraną, a oto odpowiedź otrzymana na drugi dzień:

"Szanowna Pani,
W celu zareklamowania produktu, prosimy o  podanie nam adresu do korespondencji, w celu przesłania do Pani opłaconej koperty zwrotnej. Po otrzymaniu koperty, należy odesłać w niej kwestionowany produkt wraz z oryginalnym opakowaniem.
Prosimy o nadanie przesyłki na poczcie, jako poleconej.
Decyzja odnośnie zereklamowania produktu należy do Pani.

Z poważaniem,
XYZ
Dział Konsumencki"

Ech... znowu nie otrzymałam odpowiedzi na moje zadane pytanie. Stąd spróbowałam jeszcze raz...
"Dziękuję za odpowiedź!
Prosiłabym tylko jeszcze o ustosunkowanie się do mojego drugiego pytania w poprzednim mailu, czy w ogóle jest sens jego reklamowania, skoro włosy mogą reagować w różny sposób? Chciałabym uniknąć sytuacji marnowania mojego czasu reklamacją, która z góry wiadomo, że zostanie odrzucona, bo sam w sobie produkt jest niewadliwy, a jedynie mi nie służy. Na jakie parametry będą Państwo zwracać uwagę w procesie reklamacji?

pozdrawiam serdecznie,
Vera"

A oto odpowiedź, która ponownie nie zawierała odpowiedzi na moje zadane pytanie. Ja o jednym, a dystrybutor o drugim:
"Szanowna Pani,
Dziękujemy za ponowny kontakt.
Uprzejmie informujemy, iż nie jesteśmy w stanie przekazać Pani decyzji odnośnie rozpatrzenia reklamacji. W momencie jej odrzucenia zostanie odesłany do Pani kwestionowany produk, jednak zdarza sie to niezwykle rzadko.

Pozostajemy z poważaniem,
XYZ
Dział Konsumencki"

Ani razu w moim mailu nie pytałam o to czy wynik reklamacji będzie pozytywny lub negatywny. Chciałam wiedzieć jakie parametry szamponu będą brane pod uwagę w procesie reklamacji, skoro jest to jedyne rozwiązanie jakie mi zaproponowano. Więc pojawił się mój kolejny mail, który pozostał bez odpowiedzi przez następne 6 dni:
"Proszę jednak o udzielenie mi informacji jakie parametry produktu są brane pod uwagę w procesie jego reklamowania.

pozdrawiam serdecznie,
Vera"

Ponowienie zapytania po 6 dniach mojego ostatniego maila spowodowało następującą reakcję ze strony działu konsumenckiego Aussie:
"Szanowna Pani
Informujemy, iż wszelkie informacje dotyczące formy procesu reklamowania produktu przez konsumenta zostały Pani już przekazane.
Jak już wcześniej informowaliśmy, każda reklamacja traktowana jest indywidualnie, dlatego więc nie możemy przekazać Pani dodatkowych szczegółów odnośnie procesu jej rozpatrywania.

Pozostajemy z poważaniem, 
XYZ
Dział Konsumencki"

W ten sposób zakończyłam swoją mailową przygodę w kontaktach z dystrybutorem marki Aussie w Polsce. Nie mam pojęcia czy w ten sposób jest rozwiązywana każda sprawa dotycząca produktów kosmetycznych w Polsce czy nie, ale utwierdziło mnie to w przekonaniu, ze szkoda jest marnować czas na tego typu kontakty i reklamacje, które absolutnie nic nie wnoszą. Niestety takie same mam doświadczenia w przypadku innych produktów, tj. buty, ubrania, żywność...

A może Wy macie jakieś lepsze doświadczenia w kontaktach ze znanymi markami kosmetycznymi?

buziaki,
Vera
niedziela, 28 lipca 2013

Denko po raz drugi :)

I przyszedł czas na moje drugie denko. Tym razem czerwcowo-lipcowe. 

Kolorami zaznaczyłam moje zadowolenie z ich użytkowania :)

Zielony - Dobry kosmetyk. Polecam!
Niebieski - Taki sobie - nie zachwycił, ale nie skrzywdził.
Czerwony - Nie spodobał mi się. Nie polecam! 


        Produkty do ciała

  1. Antyperspirant Rexona Aloe Vera
    Skusiłam się na niego po przeczytaniu pozytywnych opinii. Rzeczywiście jest niezły, długo chroni przed potem i nie podrażnia moich mega wrażliwych pach. Lubiłam go za działanie, ale niestety kiepsko u niego z wydajnością. Bardzo szybko mi się skończył :(
  2. Waniliowy krem co ciała Sweet Secret Farmona
    Ledwo zmęczyłam ten produkt. Działanie na plus, zostawia tłustawy film na skórze, jest bardzo wydajny. Gdyby nie maślany zapach, kupiłabym ponownie. Moja recenzja jest dostępna TUTAJ.
  3. Żel pod prysznic Cocoa Butter The Body Shop
    Produkty fajny, bardzo gęsty, kremowy, ślicznie, ale w miarę delikatnie pachnie kakaowcem. Całkiem wydajny, ale prawdopodobnie dzięki sztywnej butelce. Miałam problem z jego wydobyciem. Zdecydowanie wolę wersje żelowe, jak kremowe. Ogólnie polecam.

    Produkty do włosów


  4. Szampon Aussie Color Mate
    Bubel jakich mało. Szampon dedykowany włosom farbowanym, moje rozjaśniane włosy okropnie plątał i kołtunił. Niesamowicie drogi, będę go unikać. Moja szczegółowa recenzja jest dostępna TUTAJ.  
  5. Olej arganowy z Organique
    Olej kupiłam w promocji za ok. 50 zł za 50 ml. Opakowanie eleganckie, szklane z pompką. Łatwa aplikacja. Stosowałam na włosy. Jest to 100% olej arganowy, bezzapachowy, bez innych dodatków - czysty olej arganowy. Polecam :)
  6. Serum wzmacniające Biovax A+E 
    Zwykle silikonowe serum. Spełniało swoją rolę, wygładzało włosy. Nie sądzę, aby je wzmacniało. Zdecydowanie wolę silikonowe serum z Artego, które ma znacznie większą pojemność i wychodzi taniej. 
  7. Odżywka do wlosów z ekstraktem z papai i witaminami z grupy B
    Odżywka zakupiona za mniej jak 10 zł w promocji w Super-pharm. Bardzo duża pojemność (500 ml), gęsta, ładnie pachnie. Polecana do włosów suchych i zniszczonych. Nie specjalnie odżywiała moje włosy, ale dobrze nadawała się do mycia metodą OMO. Jak będzie kiedyś w promocji to być może się znowu na nią skuszę.

    Produkty do twarzy


  8. Peeling enzymatyczny dla cery tłustej i mieszanej Dermika
    Polubiliśmy się. To już moje 4 opakowanie peelingu. Bardzo fajnie złuszcza naskórek nie robiąc przy tym krzywdy mojej wrażliwej buzi. Najlepiej sprawdza się podczas kąpieli pod prysznicem.
  9. Woda termalna Uriage
    Bardzo wydajna, tania i przyjemniej koi podrażnioną skórę. Przeze mnie głównie stosowana przy peelingu kawitacyjnym. Dla mnie minusem jest jej słony smak, dlatego nie wiem czy kupię ją ponownie.
  10. Płyn micelarny Bioderma Sensibio
    Mój ulubiony płyn! Istny Mercedes wśród płynów micelarnych. Wszystkie inne mogą się schować! Bardzo wydajna, nie podrażnia, świetnie zbiera makijaż. Minusem jest jej "powszechna" cena, ale mam we Wrocławiu swoje "tajne" apteki, w których mogę ją dostać za mniej jak 25 zł :) W tej chwili odeszła troszkę na boczny plan przez GLOV (do poczytania TUTAJ), ale na pewno do niej wrócę jeszcze nie raz!

    Uff to byłoby na tyle w tym miesiącu :)

    Co o tym denku sądzicie? :)

    Vera

środa, 24 lipca 2013

Czy warto inwestować w kosmetyki Aussie?

I buuuum! Aussie jest dostępny w Polsce! Szturm Polek ruszył na podbój Rossmanów, w których sprzedawano w promocji szampony i odżywki Aussie. Wśród tłumu Polek biegających między sklepowymi półkami znalazłam się i ja, pozostawiając w kasie promocyjnie ponad 40 zł jedynie za szampon i odżywkę do włosów.
Mój wybór nie był łatwy - wahałam się między wersją nawilżającą a tą dedykowaną włosom farbowanym. Ostatecznie skusiłam się na drugą wersję, ponieważ niedawno wróciłam od fryzjera z odświeżonym, lekko przyciemnionym blondem. Tak więc dzisiaj o tym, co myślę o zachwalanym wszędzie gdzie się tylko da produkcie Aussie w wersji Colour Matte.
Na początek jedno zdanie o szamponie, który zaważył o moim zdaniu na temat gamie produktów Aussie. Gorszego szamponu do mycia włosów już dawno nie miałam... Tak podsumowałabym to co o nim sądzę. Na opakowaniu powinien widnieć napis: "Uwaga! Grozi jednym wielkim kołtunem w przypadku nie zastosowania odżywki z tej samej serii"
Szampon ma przyjemną konsystencję i piękny zapach dzikiej brzoskwini, dobrze się pieni - w sumie na tym można zakończyć wyliczanie jego zalet. Bez względu na ilość szamponu włosy podczas spłukiwania robią się okropnie szorstkie i zbijają w jednego wielkiego dreda, przez którego nie jestem w stanie przebić się palcami do skóry głowy, aby porządnie szampon wypłukać. To jest autentycznie dramat! 
Gdyby nie odżywka z serii nie wiem czy dałabym radę kiedykolwiek to rozczesać. Odżywka ma o dziwo znacznie rzadszą konsystencję od szamponu. Być może dzięki takiej konsystencji dobrze się rozprowadza na kołtunie pozostawionym po szamponie. Delikatne wcieranie odżywki włosy wygładza i pozwala palcom przebić się do skóry głowy. Odżywka nałożona na czubek naszej głowy spowoduje obciążenie naszych włosów, przez co po wysuszeniu są mocno oklapnięte. Sam producent nie zaleca tego typu eksperymentów. Z odżywką się bardzo polubiłam, ale stwierdzam, że w cenie 20 zł mogę mieć porównywalnie dobre 2 odżywki innych marek. Odżywka nie powoduje efektu tafli po wysuszeniu włosów. Włosy są lekko przygładzone, ale mimo to potrafią się spuszyć, choć w dotyku są niesamowicie gładkie
Czułam się mocno zawiedziona tymi produktami. O ile odżywkę mogę polecić, tak z szamponem radzę uważać. Nie znalazłam dobrego sposobu na nie skołtunienie się włosów podczas mycia. Szukałam nawet pomocy u samego producenta zostawiając na ich fanpage'u apel do użytkowników z pytaniem, czy kogoś spotkał ten sam problem (bo być może to ja nie umiem myć prawidłowo włosów?). Apel miał odzew i zaczęłam poznawać więcej negatywnych opinii o ich szamponach (nie tylko z serii Colour Matte), a to w jaki sposób dystrybutor Aussie potoczył dalej moją sprawę spowodowało, że więcej nie dam tej firmie na sobie zarobić...

Na koniec podzielę się z Wami małą nowiną :) Producent GLOV, o którym pisałam w poprzednim poście (TUTAJ) zostawił dla Was w komentarzu kod zniżkowy na 20% na zakup dowolnego GLOV! Myślę, ze jest to świetna okazja, aby go wypróbować, ponieważ mimo zniżki nadal możecie w ciągu 7 dni zwrócić GLOV jest w Waszym odczuciu okaże się nic nie warte! Przesyłka jest darmowa, więc nic nie tracimy :)
Kod jest ważny do końca lipca na hasło "subiektywnymokiem" 
Ze swojej strony gorąco polecam chociaż spróbować, bo właśnie w ten sposób za pomocą kodu zniżkowego pozostawionego na blogu u mysieuszki zdobyłam swój GLOV, bez którego chyba nie mogłabym się już obejść :)

Napiszcie mi proszę czy miałyście kontakt już z kosmetykami Aussie i jakie macie o nich zdanie! 

buziaki 
Vera

środa, 17 lipca 2013

Demakijaż ściereczką GLOV i wodą. Czy to możliwe?

Pierwszy raz o GLOV dowiedziałam się od mysieuszki, gdy opublikowała na swoim blogu wrażenia ze stosowania tej magicznej ściereczki. Wrażenia były pozytywne, a że opinie mysieuszki jeszcze nigdy mnie nie zawiodły postanowiłam skorzystać z 20% rabatu jaki producent GLOV zostawił u niej w komentarzu i samej sprawdzić jak GLOV działa. 
Na początku mojej przygody nie było kolorowo ;) 
Miałam pewne techniczne problemy ze złożeniem zamówienia na stronie sklepu producenta GLOV, ale na szczęście obsługa szybciutko przybyła mi z pomocą i po kilku dniach mój GLOV w wersji Comfort był już u mnie. Producent wyśle nam GLOV za darmo, bez ponoszenia kosztów przesyłki, jeśli wybierzemy opcję standardową, czyli wysyłkę pocztą polską listem ekonomicznym. Warto tutaj zaznaczyć, że GLOV nie zostanie wysłane nam listem poleconym! Uważam to za bardzo ryzykowny ruch ze strony producenta i przydałoby się, aby taka informacja na stronie sklepu się znalazła, bo osobiście oczekiwałam listu poleconego, a tym czasem ciasno i byle jak upchnięty list z moim GLOV czekał na mnie w skrzynce, którego bez problemu wyciągnęłam palcami bez otwierania skrzynki kluczykiem. Gdybym wiedziała, że przesyłka zostanie nadana zwykłym listem nie poskąpiłabym paru złotych na dopłatę do poleconego. Na szczęście sama ściereczka nie ucierpiała, ale pierwsze wrażenie firmy Phenicoptere (producenta GLOV) nie było najlepsze.
Wraz z wyciągnięciem GLOV z folii wyleciały dziesiątki kłaczków jego włosia. Znowu w tym miejscu moja mina przybrała wyraz lekkiego zawodu, bo obawiałam się, że mój GLOV jest wybrakowany. No cóż - pomyślałam - najwyżej oddam w ciągu 7 dni jeśli mi się nie spodoba. Taką właśnie opcję Gwarancji satysfakcji daje nam producent, co uważam za bardzo uczciwe rozwiązanie. Na szczęście po dokładnych oględzinach mojego GLOV Comfort nie stwierdziłam żadnych ubytków w jego włosiu i natychmiast przystąpiłam do testowania, czyli zmycia mojego dziennego makijażu. 
Pierwsze co w nas uderza to niesamowita miękkość i "puchatość" ściereczki. Demakijaż przy pomocy GLOV wykonuje się tylko w połączeniu z wodą! Nie stosujemy dodatkowo żadnych mydeł, żeli itp. W ten sposób, możemy go tylko zniszczyć! Zatem zmoczyłam ściereczkę, mocno wycisnęłam nadmiar wody i przystąpiłam do "ściągania" make-up'u. Cienie, eyeliner, kredki z oczu zeszły wzorowo, tak samo było w przypadku trwałego podkładu i pudru. Wykonany "test wacikowy" płynem micelarnym Biodermy potwierdził idealną czystość mojej buzi. Tutaj super, ale gorzej było z domyciem tuszu do rzęs (MaxFactor 2000 Calorie). Tutaj dopiero z czasem stosowania GLOV odkryłam tajemnicę skutecznego zmycia tuszu. Bardzo ważne w przypadku zmywania oczu jest mocne zwilżenie GLOV i nie intensywne odciskanie nadmiaru wody. GLOV jest bardzo chłonny i potrafi w sobie trzymać jej ogromną ilość. Gdy zmywamy tusz, GLOV musi być porządnie mokre (oczywiście nie na tyle, aby z niego skapywała woda, ale na pewno nie wyciśnięte tak jak do suszenia). Wtedy tusz schodzi bez najmniejszego problemu!
Czyszczenie ściereczki GLOV jest proste jak samo mycie rąk. Pierzemy go po prostu ręcznie. Najlepiej do tego celu użyć mydła Biały Jeleń (koszt ok. 1,50 zł  w Rossmannie), które rewelacyjnie usuwa z niego brud, a nasz GLOV pozostaje czyściutki jak przed demakijażem. Co ciekawe brud pozostawiony na GLOV nie "wgryza się" w jego włókna i spokojnie dopierzemy ręcznie GLOV nawet na drugi dzień po jego wyschnięciu. Warto jednak zaznaczyć, że demakijaż wykonujemy zawsze czystą ściereczką! 
GLOV troszkę długo schnie. Gdy zrobimy demakijaż wieczorem do rana raczej nam samoistnie nie wyschnie. Dla mnie osobiście nie jest to problemem, ponieważ używam jej tylko do wieczornego demakijażu. Do wieczora mam ją zupełnie suchą :)
W tej chwili osobiście nie wyobrażam sobie innego demakijażu. Co prawda nie uważam, że przy jego pomocy można zmyć oczy szybciej jak przy pomocy płatków kosmetycznych i Biodermą, ale zmywanie twarzy z podkładu jest błyskawiczne! Z płatkami kosmetycznymi jest tak, że brudne je wyrzucamy. Tutaj GLOV dba o środowisko redukując ilość wyrzucanych przez nas śmieci, kosztem czasu jaki musimy poświęcić na jej oczyszczenie. Nie trwa to długo, bo spokojnie w 30 s upiorę swoje GLOV, ale zawsze to jednak dłużej jak rzut do kosza ;)
Ogromną i chyba największą zaletą jaką dostrzegam w stosowaniu GLOV jest.... redukcja zaskórników! GLOV rewelacyjnie oczyszcza mój nosek ze znienawidzonych czarnych kropek! Każdego wieczora na próżno szukać mi tych okropnych "dziadów"! Za to kocham GLOV najbardziej! 
Jak to możliwe? 
Włókna GLOV są cieńsze od ludzkiego włosa o ponad 100 razy. Przez ponad dwa lata zespół Phenicoptere badał tysiące różnych splotów, składów i struktur włókien, wykonanych w mikro technologii. Włókno GLOV jest nie tylko mikro cienkie ale ma też specjalny kształt. W przekroju włókno GLOV wygląda jak ośmioramienna rozgwiazda, dzięki czemu łatwiej i efektywniej zbiera make-up i inne zabrudzenia. W ten sposób włókna GLOV świetnie oczyszczają nasze pory z brudu, co autentycznie można dostrzec gołym okiem! I właśnie ta technologia została przez producenta GLOV opatentowana! A jak wiadomo nie opatentujemy czegoś co tak naprawdę nie jest przełomowym odkryciem. 
Moja miłość do GLOV stała się tak ogromna, że w krótkim czasie stałam się szczęśliwą posiadaczką drugiej wersji GLOV on-the-go, która towarzyszy mi przy każdym wypadzie na basen lub fitness tuż po pracy. Wersja GLOV on-the-go jest mniejsza od GLOV Comfort i ma formę jednopalczastej rękawiczki, ale dzięki temu bez problemu mieści się w torebce i jest idealna do zabrania w podróż. Ze względu na mniejsze gabaryty również szybciej schnie ;)
Warto pamiętać, że w przyrodzie nic nie jest wieczne i nasza GLOV będzie nam dobrze służyć do 3 m-cy. Po tym czasie należy zakupić nową, a starą można wykorzystać np. do rozpulchniania twarzy lub zmywania masek kremowych i z glinek. Ja swoją na pewno kupię ponownie, ponieważ dostrzegam jej dobroczynne działanie na moją skórę. Koszt ściereczki na 3 m-ce w moim odczuciu nie jest duży, ponieważ wersję Comfort kupimy za 49,90 zł a wersję on-the-go za 39,90 zł. Warto jednak szukać kuponów rabatowych na blogach i w sieci, by tak jak ja zakupić swój pierwszy GLOV z 20% rabatem ;) 
Jeśli nie macie pomysłu np. na prezent dla mamy lub przyjaciółki to myślę, że GLOV nada się na taką okazję idealnie! :)

Co myślicie o tej ściereczce? Chciałybyście ją wypróbować?

Ciekawa jestem Waszych opinii!
Vera

niedziela, 14 lipca 2013

Waniliowy krem do ciała Sweet Secret Farmona

Uff... w końcu zmęczyłam ten kremik! Hops do lipcowego denka! 
Troszkę mnie ten krem już nużył ze względu na ogromne podobieństwo do.... klasycznej margaryny. Konsystencja kremu jest typowo "margaryniana", czyli miękka, a zapach totalnie przypominał mi zapach masła do smarowania chleba z delikatną nutą wanilii.

Słoiczek kremiku jest fabrycznie zabezpieczony srebrną folią ochronną za co ogromny plus, bo mamy pewność, że nikt nie wpychał w niego paluchów wcześniej. Z drugiej strony w moim przypadku okazał się to być malutki minus, ponieważ wersję zapachową kupiłam w ciemno (choć wiem, że warto było się przejść do Douglasa i tam sobie spokojnie powąchać z dostępnych testerów). Ale wolę kupić zapach w ciemno, niż stosować produkt wcześniej przez kogoś testowany.

Nie zrozumcie mnie źle, bo zapach nie jest wstrętny ani obrzydliwy - jest jak wspomniałam maślany, a jeśli ktoś tak jak ja lubi zapachy świeże, kwiatowe i orzeźwiające to nie będzie fanem tego kremu, ponieważ maślany zapach czuć również po nałożeniu na skórze.

Kremik jest wydaje mi się być wydajny, miałam go ponad pół roku lub dłużej (ale przyznaję, że nie stosowałam go codziennie, a od święta). Dobrze nawilża skórę i pozostawia delikatną tłustą warstwę. Zawiera w sobie delikatne czarne drobinki (prawdopodobnie daktyla, o którym mowa na opakowaniu). Drobinki się bez problemu rozcierają na skórze i stają niewidoczne. Krem gładko się rozsmarowuje i szybko wchłania, jednak ze względu na zbyt duże podobieństwo do zwykłej margaryny nie kupię go ponownie. Choć działanie ma ogólnie dobre.
Za kremik dałam ok. 8 zł w Rossmannie w cenie regularnej, a jeżeli lubicie robić zakupy w Douglasie to taki sam kremik możecie kupić 2 razy drożej ok. 16 zł.  Wasz portfel powinien Wam podpowiedzieć, gdzie warto go kupić ;)

Moja subiektywna ocena waniliowego kremu do ciała Sweet Secret Farmona:

Jakość:

W porządku! Bardzo przyjemny!

Jakość opakowania:

W porządku! Opakowanie wygodne i przemyślane!

Cena:

W porządku! Cena raczej na każdą kieszeń!

Stosowałyście kiedyś jakiś kosmetyk z serii Sweet Secret? Co o nich myślicie?

pozdrawiam Was,
Vera
poniedziałek, 8 lipca 2013

Depilacja w Wax Center, czyli o poważnej konkurencji dla Easy Waxing we Wrocławiu

O Wax Center dowiedziałam się dzięki czytelniczce, która zapytała mnie czy mogę polecić to miejsce. Wtedy nic o tym salonie nie słyszałam, a tym samym nie mogłam nic o nim więcej powiedzieć. Natychmiast zaczęłam szukać więcej informacji o tym miejscu i gdy dowiedziałam się, że jest to salon zajmujący się tylko depilacją produktami Depileve, na którą dodatkowo nie trzeba się umawiać pomyślałam sobie "Oho! Easy Waxing ma konkurencję!" i bardzo dobrze! :)
Kochałam Easy Waxing dopóki nie zdecydowali się zrezygnować z możliwości wykonania depilacji "od zaraz" lub jak to woli "tu i teraz". Można było będąc w mieście po prostu wpaść bez zapowiedzi i zostać natychmiast obsłużonym. Uwielbiałam takie rozwiązanie, ponieważ często mój harmonogram ulega zmianom w ciągu dnia i dzięki takiej możliwości mogłam wypełnić ewentualną "lukę" zadbaniem o siebie. Niestety tak było, a od dłuższego czasu (jeżeli dobrze pamiętam od 2 lat) takiej opcji już nie ma, co spowodowało, że moje uczucie do Easy Waxing wygasło...
Teraz tę pustkę w sercu próbuje załatać Wax Center, czy jest godny polecenia? Poszłam sprawdzić - bez umawiania się, bez czekania, bez kolejek! 
Łazienka w Wax Center.
Na pierwszy ogień poszłam odważnie i oddałam do depilacji "najtrudniejszy obszar" ciała - bikini. Postawiłam na bikini brazylijskie (całkowite) woskiem miękkim. W Wax Center mamy do dyspozycji bidet, który świetnie się przydaje, gdy same nie planując wcześniej naszej depilacji odwiedzimy salon spontanicznie. Można z niego swobodnie skorzystać. Do dyspozycji na miejscu mamy płyn do higieny intymnej (Ziaja Intima) oraz ręczniki papierowe. W łazience znajdziemy nawet krem do rąk, gdyby ktoś czuł potrzebę ich kremowania po umyciu dłoni. Muszę przyznać, że zrobiło to na mnie pozytywne wrażenie.
W Wax Center są dwa boxy, w których odbywa się depilacja. Zostałam zaproszona do pierwszego z nich i poproszona o założenie jednorazowej bielizny oraz położenie się na łóżku. Na ten czas zostałam sama. W boxie znajduje się umywalka, łóżko zabiegowe, okryte jednorazowym ręcznikiem, wieszak na ubrania, lampa ze szkłem powiększającym, stolik z woskiem oraz półka z kosmetykami przed i po depilacji.
Gdy już byłam gotowa, pani kosmetyczka wróciła, umyła ręce antybakteryjnym mydłem Carex, następnie spryskała swoje ręce antybakteryjnym sprayem i przystąpiła do przygotowania mojej skóry do depilacji. Warto tutaj zaznaczyć, że pani kosmetyczka zrezygnowała z założenia rękawiczek. Dla mnie było to  do  zaakceptowania, ponieważ widziałam jak myła przy mnie ręce, które następnie dodatkowo dezynfekowała.

Moja skóra została odpowiednio przygotowana do zabiegu - zdezynfekowana oraz przypudrowana talkiem. Sama depilacja przebiegała sprawnie, ale troszkę długo, bo ok. 40 min. Pani kosmetyczka szybkim ruchem i dokładnie pozbywała się włosków. Od czasu do czasu byłam proszona o pomoc w naciąganiu skóry, natomiast gdy przyszedł czas na depilację tylnej i dolnej części... tu warto być przygotowanym na troszkę krępującą pozycję ;)
Do tej pory w innych salonach byłam proszona o położenie się na brzuchu i rozwarcie dłońmi pośladków. Pozycja też nie należy do komfortowych, no ale jakoś "tam" trzeba się dostać. Tutaj miałam uklęknąć na kolanach i oprzeć się łokciami - jednym słowem przyjąć pozycję "na pieska". Wiem, że dla wielu z Was może to być mega krępujące, ale pani absolutnie zachowuje pełen profesjonalizm i starała się trzymać mnie w takiej pozycji jak najkrócej. W sumie mnie ta pozycja bardziej śmieszyła jak krępowała. Czułam się głupio-śmiesznie, ponieważ wyobraziłam sobie jak to musi wyglądać z boku ;) Przez moment miałam kłopot z zachowaniem powagi sytuacji i stłumieniem śmiechu :P  W każdym razie poszło szybko i sprawnie, że nie zdążyłam dosłownie parsknąć śmiechem ;)
Na koniec moja skóra została ukojona balsamem po depilacji a ja usłyszałam zalecenia dalszej jej pielęgnacji. Przy regulowaniu należności została zaproponowana mi karta "stałego klienta", na której zbieram pieczątki z danej depilacji - za każdy zabieg mam 1 pieczątkę. Po uzbieraniu 5, 6 zabieg mam gratis :) Wzięłam bez wahania!
Z gabinetu wyszłam bardzo zadowolona i.... z przyjemnością wróciłam tam ponownie.

Podsumowanie opisanej depilacji brazylijskiego bikini w Wax Center:

Strona salonu: www.waxcenter.pl
Jakość usługi:W porządku! Prawdopodobnie skuszę się ponownie!
Komfort klienta: W porządku! Czułam się wystarczająco komfortowo!
Higiena:W porządku! Zabieg wykonany w higienicznych warunkach!