środa, 29 maja 2013

Iwostin Correctin - nie wiesz, który podkład wybrać?


Jak tylko przeczytałam, że Iwostin wpuścił na polski rynek podkłady do twarzy z SPF 30 natychmiast zapragnęłam posiąść jeden z nich! SPF 30 w podkładach to niezwykła rzadkość, a jeśli już takowy znajdziemy to niemożliwym jest dać za niego mniej jak 50 zł. W ostatniej promocji Super-pharm owe podkłady można było kupić za ok. 30 zł. Im wyższy SPF 30 tym lepiej nasza buzia jest chroniona przed promieniowaniem UV, którego niestety bardzo nie lubi, dlatego jest filtry w kremach i podkładach są niezwykle istotne w zachowaniu zdrowej kondycji naszej skóry!

I już byłam bliska kupna, gdyby nie jeden prozaiczny problem... Który do mojej cery będzie odpowiedni?
Moja cera jest mieszana, bardzo wrażliwa i ze skłonnością do mocnego rumienia. Natomiast Iwostin oferuje 3 typy podkładu: 

  • do cery naczynkowej
    obiecujący efekt zmniejszenia widoczności zaczerwienień oraz wzmocnienia naczynek

  • do cery wrażliwej
    gwarantujący efekt jednolitego kolorytu skóry bez podrażnień i łagodzenia skóry

  • do cery tłustej i zmian trądzikowych
    kuszący matową skórą na ładnych parę godzin bez efektu zapychania skóry
Trądziku nie mam, skóry tłustej też nie, ale mocno przetłuszczającą się w strefie T (choć ostatnimi czasy dzięki produktom BANDI coraz mniej). Rumienię się często i łatwo mą buzię podrażnić. I bądź tu człowieku mądry i wybierz ten najlepszy dla siebie przy takiej cerze i takim wyborze! Najlepiej kupić wszystkie trzy, wymieszać razem i po problemie ;)
Stojąc jak kołek przed półką z podkładami Iwostinu zdecydowałam się nie działać sercem, lecz rozumem i postanowiłam przed zakupem wypróbować jego próbki, których w Super-pharm niestety było. Nie było za pierwszym razem, ani przy okazji mojej drugiej wizyty. Były testery, ale testerem nie sprawdzę w aptece czy podkład rzeczywiście nie powoduje świecenia na mojej twarzy lub wyprysków. W ten sposób mogę sobie co najwyżej dobrać odcień.
Nie straciłam jednak nadziei na przetestowanie Iwostinu Correctin w próbkach i znalazłam próbeczki w mojej pobliskiej aptece. W ten sposób mam w planach dobrać dla siebie podkład idealny. Kolor wybrany - padło na naturalny i był to strzał celny. Teraz tylko pozostaje wybrać odpowiedni typ. 
Jak sądzicie, który podkład okaże się w moim przypadku najlepszy?
buziaki,
Vera
sobota, 25 maja 2013

Dzień Matki tuż, tuż...mój prezent dla Mamy

Moja mama co roku dostaje zawsze ode mnie jakąś niespodziankę z okazji Dnia Matki. Jako nastolatka mocno dawałam jej w kość i nie dogadywałam się z nią najlepiej. W tej chwili nasze relacje są takie jakie powinny być od zawsze, ale ciągle w Dniu Matki przypominają mi się tamte nie najlepsze czasy. Jest mi po prostu wstyd za to jaka byłam.
 
U dolin. ek podpatrzyłam śliczną bransoletkę Lilou i zdecydowałam, że obdaruję Mamę podobną.
Na stronie internetowej Lilou można samemu skomponować bransoletkę, wybierając rodzaj zawieszki oraz sznurka/wstążki czy łańcuszka. Skomponowałam bransoletkę z samego rana, a do odbioru w salonie była już po południu! Niesamowity ekspres! Jestem pod wrażeniem! 

Bransoletka została zapakowana w śliczny materiałowy woreczek, który widzicie na zdjęciu oraz w kolorową torebkę ozdobną. Jeśli będziecie się decydować na skomponowanie własnej bransoletki weźcie pod uwagę, że kolory sznureczków w internecie trochę odbiegają od rzeczywistości. Wybrałam odcień jasnego beżu, a w moim odczuciu "na żywo" jest to całkiem ciemny beż. Poza tym wszystko wygląda pięknie. Po drugiej stronie serduszka widnieje moje imię i logo Lilou. Jestem bardzo zadowolona i już planuję zakup kolejnej dla siebie :)

Jak Wam się podoba?
czwartek, 23 maja 2013

Sephora zabierze Twój kosmetyczny bubel i da Ci w zamian 40% zniżki!

Spieszę do Was z jeszcze gorącą informacją!

Od 28 maja do 10 czerwca przynosząc do perfumerii Sephora dowolne stare kosmetyki do makijażu, odpowiednik marki Sephora kupimy o 40% taniej.

Taka akcja już była bodajże rok temu w okolicach kwietnia. Pamiętam, że mocno przyszalałam wtedy ;)


Jak to działa?

To proste!
Przynosisz np. stary tusz do rzęs DOWOLNEJ MARKI i w zamian możesz kupić nowy tusz marki Sephora o 40% taniej :)

Niestety szczegóły wymiany są nie są dostępne online a w placówkach, ale jeżeli zasady będą takie same co w zeszłym roku to np. w zamian za szminkę będziecie mogły kupić kredkę do ust, błyszczyk lub pomadkę, a w zamian za tusz lub cienie do oczu np. kredkę lub eyeliner.

Kosmetyki na wymianę mogą być całkowicie zużyte lub lekko napoczęte. Nie ma to znaczenia :) Jest to doskonała okazja do pozbycia się bubli i wypróbowania produktów do makijażu z Sephora :)


To co? Biegniemy do Spehory? :)

Vera
środa, 22 maja 2013

Zdobycze z The Body Shop

Dzisiaj będzie post typowo chwalipiętkowy! 
W zeszłym tygodniu informowałam Was na Facebooku o kolejnej ciekawej promocji w The Body Shop. Można było kupić 4 żele pod prysznic w cenie 2. Produkty z TBS są w moim odczuciu super drogie, ale bardzo polubiłam ich żele pod prysznic, dlatego była to dla mnie idealna okazja do zaopatrzenia się w 4 buteleczki. Zdecydowanie stawiam na zapachy świeże - nie lubię pachnieć słodko ani owocowo, stąd mój wybór padł na takie zapachy jak zielona oliwka, drzewo chrzanowe, masło shea i masło kakaowe, które ze wszystkich ma najmniej świeży zapach, ale dla mnie bardzo przyjemny! Z zapachem masła shea zapoznałam się wcześniej dzięki wcześniejszym promocjom w TBS, gdzie można było kupić żel za 9,90 zł - tak właśnie polubiłam ich żele.

Prawda jest taka, że oprócz szczotki do ciała, nie kupiłam w The Body Shop nic w regularnej cenie. Ceny dla mnie są szaleńczo wysokie, a jak czytam Wasze opinie na temat ich kosmetyków to nie zawsze są one pozytywne. Takim przykładem zaporowej ceny są masła... No kto to widział, aby za masło do ciała liczyć sobie 69 zł?! Rozbój w biały dzień! Od dawna szalałam na punkcie zapachu zielonej oliwki, ale rozsądek zabraniał mi kupna masła za prawie 70 zł. Tym razem wymiękłam i na poskromienie mojego apetytu skusiłam się na zakup wersji mini 50 ml.

Też tak macie, że wariujecie na punkcie, któregoś z zapachów w TBS?

buziaki,
Vera
niedziela, 19 maja 2013

Czy olejek do opalania Eveline ochroni skutecznie Twoją skórę?

Słonecznych dni w końcu u nas co raz więcej, a ja miałam już okazję posmakować trochę słońca! Podczas mojego ostatniego tygodniowego wyjazdu udało mi się złapać trochę promieni słonecznych i nadać swojej skórze ładną - naturalną opaleniznę.

W mojej wyjazdowej kosmetyczce nie mogło zabraknąć kremu do opalania SPF 30 oraz olejku do opalania. Zdecydowanie wolę stosować do opalania ciała olejki, a widząc promocję w Super-phram na wodoodporne olejki Eveline sięgnęłam po niego wybierając faktor 20. Dzisiaj chciałabym Wam go bliżej przedstawić.

Zacznę może od charakterystyki mojej skóry. Jest ona wrażliwa i jasna. Najpierw opala się na czerwono, a z czasem zmienia kolor na brąz. Opalać się miałam możliwość nad Morzem Śródziemnym w temperaturze powietrza ok. 28 stopni i muszę przyznać, że olejek Eveline spisał się na medal!

Codziennie przez niemal 3 dni odwiedzałam plażę i stosowałam do ochrony olejek Eveline SPF 20 na całe ciało - jedynie ramiona już wcześniej mocno spieczone podczas spacerów chroniłam kremem SPF 30. Olejek Eveline należy do olejków z kategorii suchych i takie właśnie lubię. Nie pozostawia nieprzyjemnej tłustej warstwy na skórze, a ciało po jego nałożeniu ma piękny połysk, taki śliczny glow. Zapach jest również bardzo przyjemny - coś jakby zapach pomarańczy połączony z zapachem kwiatowym - dla mnie świetny! Nakładałam go na ciało średnio co pół godziny - producent nie zaleca konkretnej częstotliwości nakładania produktu w czasie opalania, ale jego konsystencja i zapach tak bardzo mi przypadły do gustu, że stosowałam go często. Dzięki temu nie złapało mnie absolutnie żadne poparzenie słoneczne w najbardziej wrażliwych miejscach, tj. kostki, wierzchnia część stóp, miejsca pod kolanami czy dekolt.

Jedynie na co mogę narzekać i to nawet bardzo to opakowanie! Na pierwszy rzut oka wydaje się porządne i   przyzwoite - butelka z atomizerem. Wszystko byłoby rzeczywiście świetne, gdyby nie to, że atomizer bardzo lubił się zacinać i czasami trzeba było go kilka razy nacisnąć, aby móc wydobyć produkt z opakowania. Gdy już nam się to uda, nasze ciało zostanie otulone delikatną mgiełką olejku w odpowiedniej ilości.

Plusem olejków do opalania Eveline jest duży wybór faktorów. Możemy sięgnąć po bardzo słabą ochronę, tj. 5 SPF lub nawet 25 SPF. Pamiętam jak dawniej nie było możliwości kupić olejku do opalania z większym faktorem jak 6 SPF, a w tej chwili bez problemu możemy zapewnić sobie bezpieczeństwo i nie rezygnować z naszej ulubionej formy ochrony przeciwsłonecznej (o ile lubimy formę olejku). Kolejny plus to fakt, że olejek nie był testowany na zwierzętach!

Warto również wspomnieć, że olejek super spisuje się również na włosach! Ze względu na ograniczony bagaż i pośpiech związany z pakowaniem, zapomniałam na wyjazd zabrać ze sobą odżywkę do włosów. Na szczęście olejek idealnie się w tej roli odnalazł :) Nakładałam go godzinę przed myciem włosów, a następnie zmywałam szamponem. Efekt był wyczuwalny - włosy miękkie i lepiej układające się :)

Efekt mojego opalania z Eveline? Opalenizna w pierwszych godzinach opalania czerwona, a pod wieczór już brązowa. Skóra nie poparzona, bez alergii i doskonale nawilżona. Polecam BARDZO ze względu na działanie. Jeśli jednak ważna jest dla Was wygodna aplikacja to warto rozejrzeć się za innym produktem lub zaapelować do producenta olejków Eveline o zmianę opakowania :) Ja po nie pewnie jeszcze nie raz sięgnę tego lata!

Buteleczka 150 ml kosztowała mnie ok. 16 zł w promocji.


Macie jakieś swoje ulubione produkty do opalania warte polecenia? Wolicie kremy czy olejki do opalania?



Moja subiektywna ocena wodoodpornego olejku do opalania Eveline SPF 20:

Jakość:

Rewelacja! Najwyższa jakość!

Jakość opakowania:

Kiepsko! Opakowanie lichej jakości, nie zachęcające.

Cena:

W porządku! Cena raczej na każdą kieszeń!
czwartek, 9 maja 2013

Manicure i pedicure hybrydowy w Salonie Kosmetycznym Sylwia, okazja w Cuppon.pl

A co to na zdjęciu mamy? Czyżby płatki róż? :)
Otóż NIE! Drodzy Państwo oto lakier hybrydowy jaki nałożono mi w Salonie Kosmetycznym Sylwia, do którego trafiłam skuszona kuponem na portalu Cuppon.pl
Teoretycznie wszystko powinno być dobrze. Lakier dobrej i sprawdzonej marki OPI a jednak trwałość manicure była zatrważająco kiepska, w przeciwieństwie do pedicure, gdzie również miałam nakładaną tę samą hybrydę w tym samym kolorze.

Jak to było od początku?
Super okazja prezentowana na Cuppon.pl "Manicure i pedicure hybrydowy lakierami OPI za jedyne 49 zł" od razu wpadła mi w oko, ponieważ szykowałam się do tygodniowego wyjazdu (tak trochę dłuższy weekend majowy). Więc jakby nie patrzeć manicure i pedicure hybrydowy jak znalazł!
Salon Kosmetyczny Sylwia znajduje się we Wrocławiu przy ulicy Hubskiej 125 i umiejscowiony jest na przeciwko stacji benzynowej Shell. Musze przyznać, że ciężko mi było tam trafić, ponieważ na kuponie salon został "przechrzczony" na Studio Kosmetologii i Wizażu i właśnie takiego szyldu szukałam. Niestety nic o podobnej nazwie i branży nie mogłam w tej okolicy znaleźć i gdyby nie naklejony numer telefonu na szybie salonu fryzjerskiego, który był numerem salonu podanym na kuponie, to prawdopodobnie kręciłabym się tak jeszcze długo. 
 
W środku pomieszczenia na próżno było szukać mi gabinetu kosmetycznego, okazało się, że studio przede wszystkim jest salonem fryzjerskim, a salon kosmetyczny mieści się dosłownie w przedsionku (korytarzu) prowadzącym do zaplecza, które osłonięte zostało jedynie kurtyną. Jak na miejsce do wykonywania manicure to całkiem spoko, ale jak miałyby być wykonywane inne zabiegi w których klientka chciałaby się zrelaksować to nie mam pojęcia. Gabinet stanowią dosłownie 2 lub 2,5 m2 i nie jest to z mojej strony przesada. Na tych 2 metrach kwadratowych postawione zostało wąskie łóżko zabiegowe i jedna zagracona kosmetycznym sprzętem szklana szafka. Stolik do manicure musiał zostać specjalnie przyniesiony z zaplecza wraz z krzesełkami i lampą.

Sama Pani kosmetyczka (zakładam, że nazywała się Sylwia) nie nosiła kosmetycznego uniformu i obsługiwała mnie w zwykłym stroju dziennym, ale w rękawiczkach. Najpierw rozpoczął się pedicure, a następnie przeszłyśmy do manicure. W pedicure nie było nic nietypowego oprócz przenośnej, chyba domowej frezarki, którą zostałam obsłużona. To malutkie urządzenie na pewno nie nadawało się do profesjonalnego użytku, bo nawet przy moich niekłopotliwych stopach nie poradziło sobie zbyt dobrze, a hałasu robiło co nie miara. Ale głównie zależało mi na nałożeniu lakieru hybrydowego więc przymknęłam na to oko. 

Przy manicure zwróciłam uwagę, że moje dłonie nie zostały zdezynfekowane, a i nie miałam pewności czy narzędzia takie jak cążki czy pilnik również. Pani Sylwia zagajała mnie rozmową więc czas szybko zleciał, ale piękny efekt manicure utrzymał się bardzo krótko :( Już po trzech dniach lakier rozwarstwił się na kciuku - po prostu podniósł się od paznokcia. Ponieważ do mojego wyjazdu został jeszcze jeden dzień, próbowałam się dodzwonić do Pani Sylwii z prośbą o dokonanie poprawki, niestety bezskutecznie. Nikt nie odbierał, ani później do mnie nie oddzwonił. Taki odstający lakier strasznie mnie irytował, bo non stop o coś nim zahaczałam, a sama nie miałam możliwości go naprawić. Dlatego idąc za ciosem delikatnie podwadzałam, aż zdjęłam go z paznokcia niczym naklejkę. W kolejnych dniach lakier zaczął odchodzić od paznokci już sukcesywnie, a odklejanie go tak bardzo spodobało się mojemu facetowi, że zastrzegł sobie prawo do jego zdejmowania :) Tym sposobem pozbyłam się całego lakieru hybrydowego z paznokci w ciągu tygodnia sprawiając przy tym wielką radochę i zabawę swojemu mężczyźnie.

Podsumowanie opisanego manicure i pedicure hybrydowego w Salonie Kosmetycznym Sylwia:

Strona salonu: brak
Jakość usługi: Kiepsko! Nie wrócę, aby powtórzyć zabieg!
Komfort klienta:  Bez szału! Komfort średnio zapewniony!
Higiena: Bez szału! Higiena poddana została moim wątpliwościom!
sobota, 4 maja 2013

Słów kilka o kolorowych mydełkach The Secret SOAP Store

Po moich przygodach z mydłem Aleppo (dla ciekawskich historia do poczytania TUTAJ) miałam pewne obawy przed sięgnięciem po kolejne mydła. Ale trafiła się okazja i stałam się posiadaczką 6 miniaturowych mydełek oferowanych przez The Secret SOAP Store:
  • jabłkowego
  • żurawinowego
  • różanego
  • lawendowego
  • męskiego
  • makowego peelingującego 
Dwa z nich stosowałam do mycia rąk (jabłkowe i lawendowe), kolejne dwa do ciała (makowe i różane) a pozostałe dwa zaoferowałam swojemu mężczyźnie (męskie i żurawinowe).

Mydełka lawendowe i jabłkowe, które stosowałam do mycia dłoni nie miały mocnego intensywnego zapachu - pachniały raczej standardowo jak każde inne - pierwsze lepsze mydło. Natomiast zauważalna była różnica w skórze dłoni - była lekko nawilżona i nie podrażniona. Nie odczułam podczas ich stosowania szorstkości ani ściągnięcia skóry. Mydełko jabłkowe pieniło się znacznie lepiej od lawendowego

Mydło męskie i żurawinowe nie specjalnie przypadło do gustu mojemu facetowi, ze względu na fakt słabego pienienia się. W ten sposób swoje testowe mydełka zużył w mgnieniu oka, próbując z nich wykrzesać większą ilość piany. Niestety nie zmienił swojego zdania na ich temat nawet po informacji, iż jego męskie mydełko zawierało kruszone migdały, olej migdałowy oraz masło Shea. Słyszałam w odpowiedzi "I co z tego, skoro to się nie pieni? Jak mam się tym myć?" - co racja to racja. Ale nie chcąc być bardzo na "NIE" stwierdził, że urzekł go intensywny zapach żurawiny - bardzo mu pasował w przeciwieństwie do mydła o męskim zapachu, którego ani on ani ja nie odczuwałam - po prostu pachniało jak zwykłe mydło :) 

Pierwsze do mycia ciała wybrałam mydło makowe peelingujące. To mydełko naprawdę mnie urzekło i wydaje mi się, że ze wszystkich przeze mnie wypróbowanych jest najlepsze. Nie tylko świetnie się pieniło, to również świetnie złuszczało naskórek dzięki zawartym w nim ziarenek maku i miało przy tym ciekawy zapach, który określiłabym jako interesująco delikatny. Naprawdę przyjemny i nie klasyczny. Mydełko różane również zawierało drobiny - prawdopodobnie płatków róży - lubię takie "dodatki" :) Pieniło się troszkę gorzej od makowego, ale dla mnie wystarczająco dobrze. Ponadto intensywnie pachniało różami, których zapach mnie osobiście kojarzy się z moją babcią - czyli skojarzenia pozytywnie ciepłe :)

Podsumowując jestem pozytywnie zaskoczona przede wszystkim mydełkiem makowym - chyba rozważę jego zakup w większej, pełnowymiarowej kostce. Absolutnie żadne z mydeł nie spowodowało u mnie niepożądanych reakcji. Nie miałam zwiększonego wysypu na plecach czy dekolcie, a moja skóra była przymnie nawilżona. Jeżeli lubicie takie kolorowe mydła to myślę, że te będą Wam pasować choć osobiście nie skuszę się na zakup w wersji jabłkowej, męskiej czy lawendowej - dla mnie pachną zwyczajnie i nie wyróżniają się niczym specjalnym od klasycznego mydła. Jeżeli szukacie wrażeń zapachowych to żurawina będzie idealna!

P.S. Ponadto upatrzyłam w The Secret SOAP Store arganową linię kosmetyków i wiecie, co? :) Chyba się na nią skuszę! A raczej na pewno!