Copyright by Subiektywnym Okiem. Obsługiwane przez usługę Blogger.

Archiwum

sobota, 7 grudnia 2013

Perfecta Pin-up, czyli tropikalne SPA

Ostatnio panuje powszechna moda na wszystko co ma związek z pojęciem "pin-up". Marka Perfecta nie pozostaje w tej kwestii w tyle i wypuściła na rynek trzy zestawy kosmetyków (kremy do ciała i peelingi) nawiązujące designem do czasów z lat 40-tych. Główną cechą wyróżniającą te produkty jest nie tylko design, ale intensywny perfumowany zapach, który potrafi trzymać się na skórze dobre parę godzin, co osobiście uwielbiam w przypadku kosmetyków do ciała. 
Postawiłam na wersję Miss Marine, która idealnie trafia w moją ulubioną zapachową nutę. Perfecta określa ją jako tropikalną, ale nie w znaczeniu słodkim (jak tropikalne owoce - wiecie ananasy, kokosy i te sprawy) a zdecydowanie świeżym, orzeźwiającym, być może troszkę morskim. Zapach jest naprawdę w moim odczuciu fantastyczny i to on głównie stanowi główną zaletę tego zestawu. 
Perfecta określa serię pin-up jako produkty SPA i myślę, że mogłabym się z tym zgodzić, ponieważ określenie SPA to dla mnie terapia dla ducha, m.in. poprzez aromaterapię i delikatna pielęgnacja ciała. 
Delikatną pielęgnację ciała dostarczy nam właśnie ten zestaw. Perfumowany peeling do ciała należy do grupy najdelikatniejszych peelingów z jakimi miałam do czynienia. Drobinki są bardzo zmielone i delikatne, ale bardzo gęsto osadzone w produkcie. Jest to produkt bardziej myjący jak peelingujący, przez co niestety mało wydajny. Jeżeli szukamy peelingu, który pomoże nam w walce z wrastającymi włoskami czy cellulitem, to nie będzie to dobry produkt, to nie ta kategoria. Po myciu pozostawi po sobie delikatny zapach.
Jeżeli chcemy aby towarzyszył nam przez dłuższy czas sięgnijmy po krem z tej samej serii. On na mojej skórze trzyma się dobre 4 h, co mnie bardzo odpowiada. Mógłby być wyczuwalny nawet dłużej! Krem ma rzadką konsystencję, która szybko się wchłania. Przez parę sekund po wsmarowaniu w ciało pozostawia delikatną tłustą warstewkę, która jednak po paru minutach całkowicie zanika. Czuć, że skóra jest delikatnie nawilżona i gładziutka, za sprawą zawartych w kremie olejków arganowego i migdałowego.
Podsumowując zestaw spodoba się każdej z Was, która uwielbia zapachy. Osobiście rozważę ponowne kupno kremu do ciała, natomiast peeling sobie odpuszczę ze względu na jego drobnoziarnistość. 


niedziela, 24 listopada 2013

O tym jak Dermed zostawił mnie na lodzie...

W kwietniu tego roku zdecydowałam przestać dłużej się oszukiwać, iż IPL (Intense Pulsed Light) jest skuteczną metodą depilacji i rozpoczęłam walkę o gładką skórę laserem diodowym Light Sheer, który jako jedyny z mi znanych ma rzeczywiście niemalże same pozytywne opinie. 
Na rynku są dostępne dwie maszyny emitujące laser diodowy: Light Sheer oraz Light Sheer Duet. Oba są tak samo skuteczne, a różnice w nazwie odzwierciedlają inny wygląd głowicy lasera. Light Sheer (bez Duet) ma znacznie mniejszą "końcówkę", co widać na poniższym obrazku. Panuje powszechna opinia, że Light Sheer Duet jest bardziej komfortowy ze względu na większą głowicę z funkcją zasysania skóry. Ten rodzaj maszyny oferowało do tej pory we Wrocławiu tylko Centrum Kosmetyczno-Dermatologiczne Dermed na Armii Krajowej i właśnie tam od kwietnia los moich niechcianych włosków leżał w ich rękach.




piątek, 22 listopada 2013

Godne polecenia salony kosmetyczne we Wrocławiu na zabiegi na twarz, szyję i dekolt

Co raz częściej dostaję od Was moje kochane Czytelniczki prośby z informacją, gdzie we Wrocławiu jest dobry salon kosmetyczny, w którym zostaniecie obsłużone profesjonalnie, bez naciągania na kolejne zabiegi. 
Mam kilka sprawdzonych miejsc, do których chodzę na depilacje, zabiegi na twarz czy manicure i pedicure. Najczęściej są to różne miejsca w zależności od moich potrzeb i dzisiaj zdradzę Wam, gdzie zastaniecie profesjonalną obsługę w zakresie zabiegów na twarz, szyję i dekolt.
sobota, 16 listopada 2013

Glossybox'owe dylematy - listopadowa edycja

Nie ma co! Glossybox w listopadzie stanął na wysokości zadania i sprawił nam porządne pudełeczko wypchane po brzegi pełnowymiarowymi produktami. Już sam fakt, iż wszystkie pudełka z tej edycji zostały wyprzedane w ciągu dnia pierwszej wysyłki mówi sam za siebie. Co prawda nie ma róży bez kolców i pojawiła się mała aferka z terminem ważności szamponu, który trafił do wielu pudełek. Jakiegoś wielkiego dramatu nie ma, gdyż szampon nadal ma ważny termin, aczkolwiek krótki (1,5 miesiąca) i wielu Glossygirls wyraziło nad nim ubolewanie. Przyznaję, że ten fakt pozostawia mały niesmak względem firmy Schwarzkopf, aczkolwiek produkt jeszcze jest ważny i na pewno go zużyję w ciągu tego czasu, gdyż i w moim pudełku się znalazł.
W moim odczuciu pudełko jest zgodne z jego ideą i stanęłam przed prawdziwym dylematem - rezygnować z subskrypcji czy nie? Pudełko sygnowane nazwiskiem Katarzyny Tusk nie chwyciło mnie za serce, ale listopadowe już tak! Jeżeli grudniowe będzie tak samo świetne, to chyba nie opuszczę grona Glossygirls tak szybko :)
Zresztą same zobaczcie co znalazło się w moim pudełku:
piątek, 8 listopada 2013

Manicure hybrydowy french w Manufaktura Piękna

Na Manufakturę Piękna natknęłam się przeglądając Facebooka. Moją uwagę przykuła informacja o mega atrakcyjnej promocji na manicure hybrydowy w cenie 25 zł. Cena jest tak niewiarygodnie niska jak na wrocławski rynek, że musiałam sprawdzić czy za ceną idzie również jakość. Strona internetowa salonu nie zachęca do odwiedzin, ale promocja na manicure kusiła mnie już od dawna, dlatego się ugięłam!

Źródło http://www.facebook.com/manufakturapiekna
Umówiona weszłam do salonu, który mieści się na ulicy Kozanowskiej 113 kilka kroków od przystanku tramwajowego. Salon jest niewielki, a mimo to świadczy usługi fryzjerskie oraz kosmetyczne. Zaraz na wejściu ujrzymy dwa fryzjerskie fotele oraz kącik do manicure na przeciwko nich. Zostałam przyjęta punktualnie i byłam w tamtej chwili jedyną klientką salonu. Pani fryzjerka oddała się prowadzeniu firmowego facebooka, a Pani kosmetyczka wskazała mi miejsce przy stoliku do manicure.
piątek, 1 listopada 2013

Scrub Cukrowy Pat&Rub od Glossybox

W październiku kosmetyczna zawartość Glossybox leżała w rękach Kasi Tusk, która znana jest przede wszystkim jako córka premiera oraz blogerka modowa. Co jakiś czas na blogu panny Katarzyny pojawiały się wzmianki dotyczące pielęgnacji i urody, stąd Glossybox wyszedł do niej z propozycją podzielenia się z nami kosmetykami, które lubi i poleca. Wśród znalazł się peeling cukrowy marki Pat&Rub.

Zawsze intrygowały mnie produkty tej marki sygnowane nazwiskiem Kingi Rusin, ale ich cena skutecznie mnie odstraszała. Powiedzmy sobie szczerze, że 79 zł za 500 ml peelingu to po prostu grube przegięcie!
niedziela, 27 października 2013

Podkład mineralny Everyday Minerals Light Neutral Matte Base

Na kupno kosmetyków mineralnych skusiłam się dopiero po przeczytaniu na ich temat kilku postów Aliny Rose. Zbliżało się lato, a ja nie miałam najmniejszej ochoty szpachlować się w taki gorąc podkładem Revlona. Skusiła mnie obiecywana lekkość oraz naturalność tych produktów. 

Dobór idealnego odcienia

Zdecydowałam, że muszę je wypróbować, ale gdy zobaczyłam niesamowicie ogromną paletę odcieni autentycznie byłam przerażona! Jak mam wybrać ten idealny?! Poczułam, że nie będzie łatwo... i zgodnie z sugestią Aliny zakupiłam najpierw całkiem sporą ilość testerów w miniaturowych słoiczkach. 
Wybierałam spośród odcieni jasnych zgodnie ze wskazówkami umieszczonymi pod każdym z nich. Testerki nie kosztowały tak dużo jak pełne opakowanie, a dzięki temu mogłam lepiej zdecydować się na konkretny odcień. Tak metodą prób i błędów skusiłam się na kupno pełnowymiarowego opakowania Light Neutral z Everyday Minerals w wersji matującej. Na początku lata odcień wydawał mi się być idealny, teraz w okresie jesiennym mam wrażenie, że jest dla mnie zbyt ciemny.

New DESIGN

W końcu i mój blog doczekał się wizualnych zmian. 
Miało być prosto, ale zarazem elegancko i z klasą przy zachowaniu charakterystycznego dla blog pudrowego różu. Mam nadzieję, że nowy design Subiektywnym Okiem spodoba się Wam tak samo jak mnie :) Ciekawa jestem Waszych opinii!

Wraz ze zmianami nadchodzą nowe posty!
Niebawem dowiecie się gdzie we Wrocławiu możemy wykonać niesamowicie tani i dobry manicure hybrydowy, a także które miejsce przywróciło mi wiarę we fryzjerów :) 
Nie zabraknie również moich spostrzeżeń na temat najnowszego pudełeczka Glossybox utworzonego przez Kasię Tusk oraz opinii o innych kosmetykach :)
Już teraz serdecznie Was zapraszam do śledzenia bloga!
Buziaki,
Vera
piątek, 4 października 2013

Pedicure z malowaniem w Studio Glamour

To było w okresie letnim, ale bardziej pod koniec lata jak jego środka. Szukałam miejsca, które byłoby dla mnie nowe, bez groupona - ot tak po prostu. Tak trafiłam do Studia Glamour na frezarkowy pedicure z malowaniem. Studio Glamour mieści się na ul. Białoskórniczej 7/9 we Wrocławiu tuż przy rynku i łączy ze sobą usługi fryzjerskie z kosmetycznymi. Zawsze ciekawiło mnie to miejsce, ponieważ niemalże każdego dnia przejeżdżałam tamtędy tramwajem. Z zewnątrz prezentował się naprawdę glamour, ale czy usługa również była glamour? O tym poniżej :)
Studio Glamour, Białoskórnicza 7/9, Wrocław
źródło: http://www.facebook.com/pages/Studio-Glamour/
Będąc już nieopodal salonu dostrzegłam stojącą przed wejściem do studia panią w kosmetycznym uniformie i kompletnie do tego nie pasujących jeansowych spodni do kolan, która sprawiała wrażenie bardzo zajętej rozmową telefoniczną. Ponieważ byłam tam pierwszy raz nie wiedziałam, że jest to pani, do której jestem właśnie umówiona. Weszłam do środka, przedstawiłam się i obsługująca klientkę pani fryzjer poprosiła do środka panią kosmetyczkę stojącą przed wejściem (dla ułatwienia nazwijmy ją panią X). Pani X od wejścia do środka była niezwykle miła, ale niestety w sposób bardzo nienaturalny. Naprawdę można byłoby to określić totalnym wazeliniarstwem. Zaprosiła mnie do swojego małego gabineciku (powierzchnia ok. 3 m2) i poprosiła, abym usiadła na krzesełku ustawionym pod ścianą obok łóżka zabiegowego. Pod nogi została mi podsunięta wanienka do stóp z hydromasażem wyłożona folią z ciepłą wodą w środku i jakimś płynem. Do tej pory nie wiem co to było, ale jakaś rzecz w wanience znajdująca się pod folią niesamowicie mnie uwierała i kuła w stopę tak, że musiałam ją lekko trzymać nad dnem, aby o to coś nie zawadzać. Zawsze mnie zastanawia po co w salonach wanienki z hydromasażem, skoro nigdy klientom ich nie włączają? Tak było też tutaj, zdecydowanie wolałabym gładką miskę niż to całe uwierające ustrojstwo.
czwartek, 3 października 2013

Wyniki konkursu GLOV :)

Przyszedł oczekiwany czas, w którym przedstawię Wam zwycięzców konkursu, w którym do wygrania były aż 3 ściereczki do demakijażu GLOV :)

Weryfikacja była bardzo skrupulatna, ponieważ niestety wiele z Was nie spełniło wszystkich wymaganych warunków konkursu, stąd troszkę dłuższy czas oczekiwania na wyniki.
Przy okazji pragnę nadmienić, iż "łowcy konkursów", którzy obserwują blogi tylko dla potencjalnych wygranych niech mają się na baczności! Lista obserwatorów została przeze mnie zapisana i ci, którzy opuszczą ich grono a pojawią się przy kolejnej zabawie zostaną automatycznie wyeliminowani z konkursu :)




Koniec formalności, czas przejść do najważniejszej części! Oto zwycięzcy, którzy będą mieli okazję sprawdzić skuteczność GLOV na samemu sobie!

  • Katarzyna Szostek (GLOV Comfort)
  • Joanna Wilk (GLOV Comfort)
  • Agnieszka Wysocka (GLOV On-the-go)
Do dziewczyn ślę już maile z gratulacjami i prośbą o Wasze adresy wysyłki! :)

Ale, ale! UWAGA! 

W sieci jak wspominałam jest wiele kodów rabatowych na zakup GLOV, którego można oddać w ciągu 7 dni jeżeli Wam się nie sprawdzi, a przesyłka jest darmowa!
Znaleziony w czeluściach Internetu GLOV15 do dzisiaj (3 października) daje 20% rabatu, a od jutra do końca tygodnia 15% zniżki!

W niedalekiej przyszłości podzielę się z Wami moim spostrzeżeniem w jaki sposób GLOV pomoże nam oczyścić nasze noski z czarnych i znienawidzonych kropeczek! :)
wtorek, 1 października 2013

Garstka mini-recenzji z wrześniowego Glossybox'a

Wrześniowy Glossybox to moje najlepsze pudełeczko, jakie miałam do tej pory! Wszystkie produkty przypadły mi do gustu i wbrew powszechnej opinii, moim zdaniem bardzo dobrze wpisuje się w klimat hasła przewodniego Sugar & Spice. Wszystkie produkty znalezione w pudełeczku miały intensywny i ciekawy zapach (oprócz eye-linera), dlatego uważam, że hasło pasuje tu jak ulał!

Jeszcze przed końcem września zdążyłam do końca zużyć dołączoną do pudełka emulsję LIERAC oraz peeling z YVES ROCHER. Bardzo przypadł mi do gustu balsam ORGANIQUE z masłem shea, które wyparło masła The Body Shop w pielęgnacji mojego ciała. Odżywka ARTEGO była fajną pojemnością w sam raz do zabrania na basen, a eye-liner w pisaku BE A BOMBSHELL był totalną dla mnie nowością :)


Najbardziej zachwyciła mnie emulsja LIERAC i balsam ORGANIQUE. Z marką Lierac nie miałam wcześniej absolutnie nic do czynienia. Ich kosmetyki są dla mnie bardzo drogie, a nazwa kojarzyła mi się z marką Loreal, o której w kwestii pielęgnacji cery nie mam najlepszego zdania. Stąd przechodziłam obok nich zawsze obojętnie. Podarowana mi emulsja miała za zadanie intensywnie nawilżać skórę, chronić przed wolnymi rodnikami i pobudzać funkcje życiowe skóry. Do mojej mieszanej skóry była idealna, choć ciutkę za lekko nawilżała. Konsystencja bardzo lekka, taka jak lubię, a zapach nieziemsko piękny - kwiatowy! 10 ml produktu starczyło mi dosłownie na 1 tydzień stosowania (twarz + szyja). 

Natomiast balsam ORGANIQUE zaskoczył mnie swoją zwartą konsystencją, którą w zasadzie można byłoby nazwać zbitą. Balsam należy dosłownie wydłubać z plastykowego pudełeczka, a następnie rozgrzać w dłoniach. Po rozgrzaniu balsam magicznie zmienia się w intensywnie pachnący olejek. Cudownie nawilża skórę i pobudza zmysły aromatem pomarańczy z chili. Skórę otula delikatną tłustą powłoczką, którą osobiście bardzo lubię. Perfekcyjnie nadaje się do wykonania masażu i świetnie zbiera resztki miękkiego wosku po depilacji. Dla mnie zdecydowany HIT i odkrycie roku! Kupię jeszcze nie raz!


Eye-liner to dla mnie nowinka. Do tej pory miałam eye-liner w słoiczku lub pędzelku. Ten pisak od BE A BOMBSHELL pozwala nam na precyzyjne zrobienie kreski. Niestety w moim przypadku nałożony na samą powiekę, bez cienia i bez bazy bardzo szybko się rozmazuje. 2 godzinki i już kreski nie ma, a jedynie jakieś nędzne resztki. Tak poza tym jest w porządku, choć aby uzyskać intensywną czerń na cieniach trzeba się troszkę namęczyć.

Ucieszyłam się również widząc produkt od YVES ROCHER. Lubię tę markę, choć za wielu produktów w swojej kolekcji nie posiadam. Swego czasu czaiłam się bardzo na maskę do twarzy i włosów z tej serii produktów z glinką. Co prawda nie dostałam maski, a peeling ale peelingów nigdy za wiele. Ten zszedł raz dwa. Pojemność 30 ml starczyła mi zaledwie na jeden raz. Lubię mocne zdzieraki, a ten do nich nie należy. Drobinki są malutkie, a konsystencja dość rzadka. Na pewno nie będzie to dobry peeling do walki z wrastającymi włoskami. Dlatego na ten produkt się nie skuszę ponownie, ale cieszę się, że go miałam okazję przetestować.

A Wam co się z tego pudełeczka podobało najbardziej? :)






sobota, 28 września 2013

"Bolesny" powrót do depilacji w EasyWaxing

Do EasyWaxing przez przypadek wróciłam po bardzo dużej przerwie. Wraz z otwarciem nowego salonu depilacji Wax Center, który wykonuje usługi bez wcześniejszego umawiania się EasyWaxing poszedł w odstawkę. Jednak stosunkowo niedawno przechodząc przez wrocławski rynek naszła mnie pilna potrzeba skorzystania z ich usługi depilacji rąk. EasyWaxing był pod ręką, więc postanowiłam skorzystać z ich usług. Na moje (jak się później okazało) nieszczęście trafiłam prosto w okienko i przyjęto mnie z marszu.

Standardowo zostałam zaproszona do jednego z boxów, pani kosmetyczka X umyła swoje dłonie w umywalce, a następnie spryskała moje ręce płynem dezynfekującym w sprayu dość pobieżnie, a następnie przetarła chusteczką higieniczną. 
Wspólnie ustaliłyśmy, do którego miejsca depilujemy i pani X rozpoczęła nakładanie wosku i usuwanie włosków bez nałożonych jednorazowych rękawiczek. Zabieg na pierwszy rzut oka przebiegł prawidłowo, wosk był gorący, ale nie parzył, skóra nie została uszkodzona, a wszystkie włoski usunięte. Zadowolona z usługi zapłaciłam i wyszłam. 

Niestety na drugi dzień widok moich rąk był potworny! Zdjęcia nie oddają ilości stanów zapalnych mieszków włosowych, ponieważ ukazują przede wszystkim obszar w okolicy zgięcia łokcia :( Taka reakcja skóry wystąpiła również na drugiej ręce...
Nie jestem pewna, ale podejrzewam kilka czynników o taki stan rzeczy: zbyt pobieżna dezynfekcja skóry, brak jednorazowych rękawiczek lub nieprawidłowe usuniecie włosa
Oj EasyWaxing minus dla Was! Straciliście mnie na dobre!  
środa, 25 września 2013

Wytrząsana czekoladowa maska do twarzy marki Yasumi

Z tej maski cieszyłam się najbardziej, gdy otworzyłam swojego sierpniowego Glossyboxa. Uwielbiam kosmetyki pielęgnacyjne, a jak wiemy maski stanowią główny fundament pielęgnacji każdej cery. Marka Yasumi jest mi znana i lubiana, gdyż tej marki mam domowy peeling kawitacyjny, który sprawdza się genialnie :) 
Wracając jednak do maski...
Maska jest w postaci proszku, który należy rozrobić z wodą o temperaturze 20 stopni według zaleceń producenta. Pewnie większość z Was (podobnie jak ja) będzie się zastanawiała jak ciepła jest woda o temperaturze 20 stopni ;) Otóż jest to woda w temperaturze pokojowej - czyli nie zimna, ani nie ciepła.

Do dołączonego do maski plastykowego shakera należy wlać 60 ml wody, a następnie dosypać całą zawartość saszetki maski (15 g). Zamykamy, potrząsamy przez ok. minutę i maska gotowa! Na początku potrząsania idzie gładko - składniki "chlupoczą", ale z każdą sekundą maska robi się coraz bardziej gęsta. Gdy otworzymy wieczko shakera uniesie się niesamowity aromat czekolady, a konsystencja maski będzie puszyście kremowa i piankowa.

Naprawdę trzeba mieć mega silną wolę, aby nie skosztować tej czekoladowej substancji! Przyznam Wam się, że mnie się nie udało powstrzymać i ze smutkiem stwierdzam, że jej smak nie jest tak cudowny jak zapach :P Absolutnie nie jest słodka, ani smaczna ;) Także polecam dać zasmakować ją naszej skórze :)

Maski wychodzi gigantyczna ilość! Z powodzeniem można nałożyć grubą warstwę na twarz, szyję i dekolt. Wersja czekoladowa polecana jest każdej skórze i ma za zadanie nawilżać, regenerować, uelastyczniać naszą skórę oraz zapobiegać jej starzeniu, chroniąc kolagen i elastynę.
Po 10 min zmywamy maskę. Schodzi fenomenalnie gładko już za pierwszy pociągnięciem ręczniczka lub zużytego GLOV (nowego lepiej nie używać, do zmywania masek, aby nie skrócić jego żywotności). Skóra jest mięciutka, nawilżona i odstresowana.

Osobiście jestem maską zachwycona, niestety mniej zachwyca mnie jej cena... Za saszetkę musimy zapłacić 18,99 zł + shaker (za 1,90 zł) co uważam za dość drogą przyjemność. Myślę, że gdyby maska kosztowała w okolicach 5-7 zł na pewno kupiłabym ją ponownie, niestety w tej sytuacji pozostają mi jedynie przyjemne wspomnienia :)



Moja subiektywna ocena wytrząsanej czekoladowej maski Yasumi :

Jakość:

W porządku! Bardzo przyjemny!

Jakość opakowania:

W porządku! Opakowanie wygodne i przemyślane!

Cena:

Kiepsko! Drogi kosmetyk!

Jeszcze tylko parę dni pozostało, aby zdobyć aż 3 rękawice GLOV do demakijażu! 
Zapraszam!
sobota, 21 września 2013

Co zrobić z kremem do twarzy, który nam nie podpasował?

Też tak macie, że czasami traficie na kompletny kremowy bubel do twarzy? Od dłuższego czasu mnie się to już nie zdarza, ponieważ odnalazłam markę dla siebie, ale czasami są sytuacje, w których otrzymuję dla mnie zupełnie nowy krem do twarzy w prezencie. Jednak rzadko jest tak, że owy sprezentowany krem staje się godnym zastępcą moich obecnych i szkoda jest mi wyrzucać całego słoiczka lub tubki kremu. Mamy dwa wyjścia w takich sytuacjach, aby kosmetyk się nie zmarnował :)
Pierwsze wyjście (mało odkrywcze) to podarować go naszej przyjaciółce - a nóż jej się spodoba.


Mamy też wyjście drugie, czyli zużyć krem samemu, stosując go na dekolt. Przyznać się z ręką na sercu, która z Was pamięta o nakładaniu kremu na szyję? Dobra, mamy parę rąk podniesionych, to teraz przyznać się, która pamięta o nakładaniu kremu na dekolt (nie mylić z biustem)? Tu już zdecydowanie podniesionych rąk jest mniej.

Dokładnie moje Panie, krem, który szkoda nam wyrzucić z powodzeniem możemy stosować na dekolt. Tak właśnie postąpiłam m.in. z kremem z AVON'u, który znalazłam w lipcowym Glossybox. Pojawienie się tego kremiku (a w zasadzie żelu/emulsji) wywołało sporo zamieszania wśród Glossygirls nie tyle ze względu na sam krem, co markę, która opinii ekskluzywnej nie ma. Niby krem miał pozytywne opinie wśród wizażanek ja zdecydowałam się go jednak nie stosować na swoją buzię (AVON'u nie lubię i mówię to z pełna świadomością jako była konsultantka) i zużyłam nakładając go na dekolt, który potrzebuje podobnie jak twarz i szyja nawilżenia. Spisał się całkiem nieźle, bez fajerwerków, a moje sumienie zostało czyste, że nie wyrzuciłam pełnowartościowego kosmetyku do kosza, za który bądź co bądź zapłaciłam. Skóra dekoltu jest troszkę mniej wymagająca i może się okazać, ze krem do twarzy, który na buzi się nie sprawdził, będzie świetnie pielęgnował nasz dekolt :)
Także moje Panie proszę pamiętać o dwóch sprawach:
pierwsza: kremy do twarzy stosujemy nie tylko na buzię, ale również na szyję i dekolt oraz
druga: niebawem skończy się Wam szansa, na wygranie własnego GLOV - innowacyjnej, ekologicznej rękawicy do demakijażu. O GLOV przeczytacie TUTAJ, a wygrać można ją TU wypełniając jedynie ankietę :)
środa, 11 września 2013

Balsam pod prysznic NIVEA do skóry bardzo suchej

NIVEA. Marka z wieloletnią tradycją. Marka kochana przez miliony konsumentów na świecie, ale nie przeze mnie. Kremy NIVEA do twarzy zawsze pięknie mnie zapychają, antyperspiranty nie działają, żele pod prysznic pozostawiają nieznośną dla mnie tłustą powłoczkę na skórze. Jedynie do produktów do włosów nie mam większych zastrzeżeń. Gdy na rynku pojawił się balsam pod prysznic NIVEA mimo swojej ogólnej niechęci do tej marki postanowiłam dać mu szansę, ponieważ jak głosi jego reklama daje szybkie i przyjemne nawilżenie skóry. Idea bardzo fajna, ponieważ forma stosowania balsamu bardzo mi odpowiada, aczkolwiek w moim przypadku kompletnie nie działa. Kupiłam go przede wszystkim z myślą o nawilżaniu skóry nóg, która niestety jest zawsze przesuszona i wymaga codziennego porządnego nawilżenia, o którym nie zawsze pamiętam... 
A więc oto jest - balsam zamknięty w plastykowej butelce w kolorystyce typowej dla tej marki. Opakowanie fajne i ciekawe, ale sam produkt mniej. Niby wszystko powinno być w porządku. Balsam z lekkością się nakłada na skórę, zapach ma przyjemny (typowy dla balsamów NIVEA) ale działanie ma bardzo złudne. Już sam napis umieszczony na opakowaniu wzbudził moje podejrzenia "uczucie jedwabiście miękkiej skóry", gdzie słowem kluczowym jest "uczucie". "Uczucie" występuje, ponieważ balsam jest niezwykle śliski sam w sobie i równie śliska jest nasza skóra po jego nałożeniu. Po jego zastosowaniu mamy wrażenie nasilikowanego ciała. Ponieważ ta dziwna śliskość była dla mnie niezwykle nurtująca postanowiłam sprawdzić co dokładnie kryje się pod składnikami balsamu:
Oto jego główne składniki:

  • Cera Microcristallina - występuje na drugim miejscu. Stosowany w czystej postaci wykazuje działanie komodogenne czyli sprzyjające powstawaniu zaskórników (czy już mówiłam, że produkty NIVEA mnie zapychają?). Wykazuje działanie pośrednio nawilżające, a stosowany w preparatach pielęgnacyjnych do skóry pozostawia warstwę okluzyjną (film). 
  • Paraffinum Liquidum - występuje na trzecim miejscu. Ma niemalże identyczne właściwości co Cera Microcristallina - również zapycha i również wykazuje działanie pośrednio nawilżające.
  • Glycerin - (4 miejsce w składzie) gliceryna, substancja nawilżająca
  • Cetearyl Alcohol - (5 miejsce w składzie) - podobnie jak parafina i Cera Microcristallina wykazuje działanie komodogenne jeżeli jest stosowany na skórę w czystej postaci oraz wykazuje działanie pośrednio nawilżające. 
Jak widać po powyższych pierwszych składnikach balsamu, skóry wrażliwe mogą mieć wręcz gwarancję na jej zapchanie. Owa śliskość również została wyjaśniona, ponieważ każdy z powyższych składników pozostawia na skórze film dając "uczucie jedwabiście miękkiej skóry".
Jak tylko ten balsam mi się skończy, z przyjemnością wyrzucę puste opakowanie do kosza, a on sam więcej na sklepowych półkach nie będzie mnie już kusił.

Moja subiektywna ocena balsamu pod prysznic NIVEA do skóry bardzo suchej :

Jakość:

Kiepsko! Zdecydowanie nie dla mnie!

Jakość opakowania:

W porządku! Opakowanie wygodne i przemyślane!

Cena:

Kiepsko! Drogi kosmetyk!

Dla przypomnienia zapraszam na konkurs, w którym do wygrania są aż 3 rękawice GLOV do demakijażu!

sobota, 7 września 2013

Wygraj swoją własną GLOV!

Post o ściereczce GLOV był swego czasu najczęściej czytanym postem na tym blogu. Ponieważ GLOV naprawdę jest godne uwagi i nie wyobrażam już sobie wieczornego demakijażu bez niego, postanowiłam zorganizować dla Was konkurs, w którym do wygrania będą aż 3 wybrane przez Was ściereczki GLOV! Kto nie wie, czym jest GLOV zapraszam do posta TUTAJ

Konkurs jest mega prosty. Wystarczy być publicznym obserwatorem bloga Subiektywnym Okiem lub polubić jego profil na Facebooku. Aby zwiększyć swoje szanse warto również udostępnić informację o konkursie na facebooku lub na swoim blogu (poprzez umieszczenie baneru w pasku bocznym lub poście). Warunkiem koniecznym jest również polubienie fanpage'a producenta GLOV, dostępnego tutaj http://www.facebook.com/glovhydrodemaquillage  a następnie wypełnić poniższą ankietę :)  

Konkurs trwa od 7 do 27 września 2013 roku, a trzej zwycięzcy zostaną wyłonieni drogą losową spośród ankietowanych. Sponsorem nagród jest producent GLOV firma Phenicoptere. Zwycięzcy zobowiązują się do wysłania drogą mailową na adres vera@subiektywnym-okiem.pl recenzji GLOV w ciągu 3 tygodni od daty jego otrzymania.


POWODZENIA! :)


środa, 4 września 2013

O tym jak zepsuć sobie reputację na Grouponie na przykładzie Kliniki Odnowy Kolagenowej Anna Pikura we Wrocławiu

źródło: http://anna-pikura.com
Wczoraj nabrałam ochotę odwiedzić kolejny salon kosmetyczny, który mijam każdego dnia przejeżdżając przez okolice Galerii Dominikańskiej. Mowa o Klinice Odnowy Kolagenowej Anna Pikura, która zaprasza nad od ulicy Kazimierza Wielkiego. Do tej pory to miejsce zawsze kojarzyło mi się z wysokimi cenami, elegancją i ekskluzywnością, na którą mnie raczej nie stać. Jednak swego czasu salon firmowy Anna Pikura mocno reklamował się na Grouponie i w owych kuponach była nadzieja na odwiedzenie tego miejsca nie wydając przy tym fortuny. 

Szczęście się do mnie uśmiechnęło i na Grouponie była dostępna całkiem szeroka oferta kuponów na zabiegi w tej klinice. Jako fanka oksybrazji byłam gotowa kliknąć "kup teraz" i zapłacić jedynie 49 zł za zabieg, ale na szczęście coś mnie podkusiło, aby przeczytać dokładnie co tak naprawdę kupuję.
Oferta brzmiała tak: Oksybrazja z aplikacją kolagenu aktywnego biologicznie od 49 zł w Klinice Odnowy Kolagenowej Anna Pikura (do -93%). A obok w informacjach dodatkowych całkiem porządna lista dodatkowych "promocji" jakie czekają na szczęśliwego posiadacza kuponu. Tekstu było bardzo dużo i zazwyczaj nie czytam tego pola, ze względu na fakt, iż nie jestem zainteresowana kupnem kremów w salonie w promocyjnej cenie itp. Ale wśród lawiny tekstu dostrzegłam zapis, który bardzo mnie zaintrygował, a mianowicie demakijaż w cenie 20 zł, apilkacja kremu AP w cenie 10 zł, maska algowa AP w cenie 30 zł, maska kremowa w cenie 20 zł. 

źródło: http://anna-pikura.com
źródło: http://anna-pikura.com
Jednym słowem kupon obejmował koszt jedynie samej oksybrazji, a przygotowanie do zabiegu takie jak demakijaż jest dodatkowo płatne i jak widzicie całkiem nie mało! Ponadto po zabiegu nie zostanie położona nam maska ani krem, jeżeli również za to nie zapłacimy. 

Rozumiem, że zabieg oksybrazji nie jest tani, ale jeżeli już salon decyduje się na reklamę na Grouponie to w moim odczuciu powinien zrobić to porządnie, abym wróciła tam ponownie. Tego typu salony niech nie oferują zabiegu w cenie 49 zł, a np. 99 zł, w którym już te wszystkie elementy poprzedzające zabieg zostaną wliczone wraz z maskami i kremami. A tak niepotrzebnie Klientki owej Kliniki są zaskakiwane przy kasie i proszone o dodatkowe opłaty, co w rezultacie bardzo negatywnie wpływa na wizerunek tego miejsca.
Byłam zdziwiona takim zapisem, dlatego postanowiłam skonsultować się telefonicznie z Kliniką Odnowy Kolagenowej Anna Pikura i dopytać o kwestię płatnego demakijażu. W odpowiedzi otrzymałam potwierdzenie, że demakijaż jest dodatkowo płatny, a jeżeli nie chcę dopłacać powinnam przyjść bez makijażu.

Ta sytuacja uświadomiła mi jak bardzo ważne jest dokładne czytanie tego co kupujemy! Niby sprawa oczywista, ale jednak nie zawsze o tym pamiętamy. Nie tylko na grouponach, ale i na allegro czy sklepach internetowych. Zawsze lepiej przed zakupem dopytać jak później nie miło się zdziwić.
Osobiście zrezygnowałam z zakupu tego kuponu, a Klinika Odnowy Kolagenowej Anna Pikura przestała kojarzyć mi się z elegancją, która szybciutko zamieniła się z manipulacją.

Znacie to miejsce? Realizowałyście kiedyś tam swój Groupon?

Vera
EDIT:
Ponieważ w jednym z poniższych komentarzy zarzucono mi oszczerstwa pod adresem Kliniki Odnowy Kolagenowej Anna Pikura oraz jawne kłamstwa, zamieszczam na poparcie moich słów print screen'a z ofertą kuponu Groupon Kliniki Odnowy Kolagenowej Anna Pikura, na którym napisano wprost iż demakijaż kosztuje 20 zł. Wystarczy kliknąć na jeden z obrazków, aby powiększyć.



sobota, 31 sierpnia 2013

BANDI - moja miłość


BANDI to mój partner w pielęgnacji od ponad roku. Praktycznie cała pielęgnacja mojej twarzy opiera się tylko na tej marce. Na swoim koncie mam całkiem długą listę już przetestowanych kremów BANDI i niestety nie umiem powiedzieć, który z nich jest najlepszy! Zarówno drogi Eliksir Młodości jak i tańszy krem na dzień z algami morskimi były świetne! 

Teraz niesamowicie kusi mnie nowość krem BB oraz kolagenowy krem na dzień. Myślę, że długo nie wytrzymam i oba wpadną do mojej kosmetyczki ;) 
A tymczasem już Was zapraszam na moje oficjalne wyznanie miłości!

Kocham BANDI za ich delikatność kremów! Kremy BANDI to niemalże emulsje, które mojej mieszanej skórze nie robią absolutnie żadnej, nawet najmniejszej krzywdy. Rok temu bałam się sięgać po kremy intensywnie nawilżające, ponieważ zawsze takie "wyskoki" kończyły się zapchaniem mojej cery i masą niespodzianek. Dlatego męczyłam swoją buzię kremami matującymi, mimo, że skóra prosiła "pić!". 


Po namowach pani kosmetolog poznanej w jednym z wrocławskich salonów postanowiłam dać BANDI szansę i kupiłam swój pierwszy krem nawilżający. Buzia po miesiącu stosowania odżyła, a z każdym miesiącem wyglądała coraz lepiej aż do dzisiaj kiedy w zasadzie jest nieskazitelna! Oczywiście raz na jakiś czas zdarzy się "okresowa" niespodzianka, ale naprawdę uwierzcie mi, że nigdy nie miałam tak zdrowej buzi!

Kocham BANDI za ich doskonałe kremowe maski! Idealnie nawilżają, zwężają pory i oczyszczają moją skórę! 
Kocham BANDI za brak alkoholu w ich kosmetykach!
Kocham BANDI za ich mega proste opakowania, w których zawszę widzę ile produktu mi jeszcze zostało w opakowaniu. Dzięki temu nic mnie nigdy nie zaskoczy!
Kocham BANDI za ich ceny, które są jak najbardziej adekwatne do jakości! A czasami cena jest wręcz zaniżona w stosunku do działania kosmetyku.
Kocham BANDI za ich polskie pochodzenie! Zawsze powtarzałam i zawsze powtarzać będę, że polskie produkty potrafią przewyższać jakością zagraniczne, a BANDI jest tego świetnym przykładem. 

Jeżeli szukacie dla siebie dobrego kremu nawilżającego, a wszystkie inne Was do tej pory zapychały gorąco polecam wypróbowanie kremów z BANDI. Ja zaczęłam od nawilżającego z algami i przepadłam! :)

Buziaki,
Vera
środa, 28 sierpnia 2013

O lakierze do paznokci NAILS INC z lipcowego Glossybox'a


W lipcowym Glossyboxie odnalazłam swój ideał lakieru do paznokci. 

Jaki parametr świadczy o jego idealności? TRWAŁOŚĆ!
Nie należę do lakieromaniaczek, które każdego dnia noszą na paznokciach inny kolor. Uwielbiam mieć pomalowane paznokcie, ale zupełnie mi nie przeszkadza patrzenie na ich jeden kolor przez 2-3 tygodnie. Dlatego dla mnie lakier musi być trwały i niezniszczalny! I taki właśnie jest lakier NAILS INC.



Zdjęcie zamieszczone tutaj pokazuje stan lakieru UWAGA po 7 dniach, podczas których:
- byłam 3 razy na basenie
- sprzątałam
- zmywałam naczynia

Lakier jest wręcz nie do zdarcia i idealnie wpasowuje się w moje potrzeby :) Mimo to bez problemu się zmywa i nie odbarwia płytki paznokcia. Ponadto wystarczy 1 warstwa do przyzwoitego krycia i koloru. Dobrze się rozprowadza i manewruje pędzelkiem. Na pewno kupię ponownie! 
Polecam!

Moja subiektywna ocena lakieru do paznokci NAILS INC :

Jakość:

Rewelacja! Najwyższa jakość!

Jakość opakowania:

W porządku! Opakowanie wygodne i przemyślane!

Cena:

Kiepsko! Drogi kosmetyk!