piątek, 27 kwietnia 2012

WSPOMNIENIA CZYTELNICZKI: Mikrodermabrazja diamentowa w Salonie Kosmetycznym Kleo (Okazik.pl)


"Skusiłam się na ofertę prezentowaną na portalu okazik.pl

19 zł zamiast 120 zł za peeling kawitacyjny lub mikrodermabrazję diamentową + krem dobrany indywidualnie do typu cery w Salonie Kosmetycznym Kleo

Na wizytę w Salonie Kosmetycznym Kleo na Grabiszyńskiej 279 umówiona byłam na godz. 1600 (z zaznaczeniem, że mogę być 5-10 minut później). Kiedy umawiałam się telefonicznie na zabieg to dowiedziałam się, że podczas wizyty KOSMETYCZKA obejrzy moją cerę i na podstawie jej obserwacji wybierze dla mnie zabieg MIKRODERMABRAZJI LUB PEELEINGU KAWITACYJNEGO. Do salonu dotarłam o godz. 1555. Na miejscu zastałam dwie Panie siedzące w kąciku gdzie robione są tipsy. Były to pracownice, które następnie przeniosły się na fotel fryzjerski i jedna z Pań zaczęła wykonywać fryzurę drugiej. 
Po chwili pojawiła się Pani KOSMETYCZKA, która stwierdziła, że skoro mam umówioną wizytę na 1610(co nie było prawdą, bo na godz. 1600) to muszę jeszcze poczekać. Troszkę mnie to zdziwiło, bo w salonie nie było żadnych innych klientów. Dokładnie o 1605 Pani KOSMETYCZKA poprosiła mnie do SWOJEGO GABINETU ( za dużo powiedziane: GABINET - zwykły mały pokoik). Podałam jej kupon zniżkowy i Pani poprosiła abym położyła się na zabiegowym łożku, bo zaraz rozpocznie zabieg MIKRODERMABRAZJI (czyli na podstawie chyba moich oczu Pani dobrała ten zabieg do mojej cery). Przeraziło mnie, że mam się położyć na łożko, na którym był rozłożony zwykły ręcznik frote, a nie jednorazowy - papierowy. Ponadto zadziwiał mnie ubiór pani KOSMETYCZKI - ubrana była w zwykłą bluzeczkę i jeansy, tak jakby wybierała się na jakąś imprezę, a nie do pracy w salonie kosmetycznym. Stwierdziłam, że skoro Pani nie ogląda mojej cery i nie pyta mnie o żadne przeciwwskazania do robienia zabiegów to muszę ją sama poinformować, że MAM BARDZO WRAŻLIWĄ CERĘ. Pani oświadczyła, że w takim razie zrobi mi delikatną mikrodermabrazję (ciekawa byłam jaką by mi zrobiła jakbym jej o tym nie powiedziała). Kiedy położyłam się na łożku (i tu kolejny minus, bo na łożku musiałam lezeć na wznak czego nie lubię, bo uważam, że głowa powinna znajdować się nieco wyżej) Pani SWOIMI RĄCZKAMI (bez żadnych rękawiczek jednorazowych) nałożyła mi na czoło, policzki i brodę jakiś płyn. Następnie zmoczyła gazę pod bieżącą wodą i zaczęła wycierać nią moją twarz (!!) omijając okolice szyi i oczu, a następnie wypłukała gazik pod wodą i powtórzyła "zabieg oczyszczania". Kolejnym krokiem był już zabieg mikrodermabrazji, który dalej wykonywała bez rękawiczek, dotykająć mojej twarzy. Nie wiem jaką miałam minę, ale Pani KOSMETYCZKA zapytała:
- BARDZO BOLI??
Przyznam się, że zabieg mikrodermabrazji miałam robiony 2 razy w życiu, ale nigdy nie czułam takiego bólu. Miałam wrażenie, że Pani wyrywa mi kawałki skóry z mojej twarzy, dodatkowo robiła to bardzo szybko i niedokładnie. Skupiła się tylko na czole i policzkach. Po około 8 MINUTACH (!!!) Pani KOSMETYCZKA wyłączyła swój "cudowny" sprzęt i poszła UMYĆ GO POD BIEŻĄCĄ WODĄ!! W moją twarz wsmarowała krem, zamiast go delikatnie wklepać i powiedziała, że powinnam już w domu nałożyć sobie " JAKĄŚ SWOJĄ MASECZKĘ". Na tym zabieg zakończono. Z gabinetu wyszłam o godz. 1618!!!!  Zaczęłam po drodze szukać jakiegoś lusterka, żebym mogła zobaczyć z czym wychodzę do ludzi. Twarz była czerwona i troszkę mnie szczypała. Całe szczęście na dworze wiał silny wiatr, więc mogłam nałożyć kaptur od kurtki (żeby nie straszyć ludzi) .
Twarz po nałożeniu w domu maseczki troszkę przygasła, nie jest już czerwona ale czasami odczuwam dziwne uczucie pieczenia, szczególnie w okolicach policzków. Cera jest lekko wygładzona.

W gabinecie czułam się bardzo niekomfortowo (mimo przebywania tam dosłownie 10 minut), cały czas byłam spięta, bo każdy dotyk "sprzetu" wywoływał ból.

W swoim życiu byłam na dwóch zabiegach MIKRODERMABRAZJI i żaden nie kończył się po 10 minutach! Jeden wykonywałam w Salonie Kosmetycznym przy ul. Przyjaźni (nie pamietam nazwy, bo zabieg wygrałam w miesięczniku OLIVIA), ale atosfera była sielankowa, czułam się tam jak królowa, zabieg był przyjemny, bezbolesny i trwał ok. 60 minut. Drugi zabieg odbył w moim ulubionym osiedlowym Salonie kosmetycznym AMAVI i było równie przyjemnie, komfortowo, a przede wszystkim czysto i sterylnie.

Dodam, że parę dni temu moja mama była na wizycie w jeszcze innym salonie kosmetycznym (kupon na mikrodermabrazję równiez był kupiony na OKAZIKU za 29 zł) i obsługa była rewelacyjna. Pani po obejrzeniu jej twarzy oświadczyła, iż nie może zrobić mikrodermabrazji (z uwagi na wrażliwą cerę) i wykonała inny przyjemny, wygładzający zabieg, który trwał 60 munut.

SALONU KOSMETYCZNEGO KLEO
NA PEWNO NIGDY JUŻ NIE ODWIEDZĘ!!!"

STEFA

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Kompleksowa odnowa twarzy z oczyszczaniem, peelingiem kawitacyjnym, mikrodermabrazją i maską kolagenową w La Beaute Clinique (Groupon) - wizyta druga


Po miesiącu od pierwszej wizyty w La Beauty Clinique przyszedł czas na drugi zabieg "kompleksowej odnowy twarzy". W swoim kalendarzu miałam umówioną wizytę na 1730, dlatego tego dnia postanowiłam trochę dłużej niż zwykle zostać w pracy, aby prosto z niej udać się do La Beuty Clinique. Dokładnie pół godziny przed 1700 dostałam sms-a od La Beauty Clinique z przypomnieniem o mojej wizycie. Jednak coś mi w przypomnieniu nie pasowało. Sms informował o wizycie na godzinę 1700 a nie jak w moim kalendarzu 1730. Kurcze... To niemożliwe! Jestem przekonana, że byłam umówiona na 1730, a nie na 1700... Doskonale pamiętam jak dzwoniłam i prosiłam o przełożenie swojej wizyty na godzinę późniejszą. Dzwonię do nich i sprawdzam na którą ostatecznie mam zabieg. Ech... Pani przez telefon twierdzi, że na 1700 - cholercia... jest już 1645 mogę nie zdążyć - wyjaśniam Pani przez telefon, że przekładałam wizytę na późniejszą godzinę. Pani stwierdza, że jest jej przykro, ale w systemie ma mnie wpisaną na 1700 i nie może przełożyć na 1730, bo ma już umówione kolejne klientki. Proszę ją zatem o wyrozumiałość, jeśli nie uda mi się dotrzeć punktualnie. Pani niechętnie się zgadza i prosi o szybkie przybycie. Pędzę autobusem MPK najszybciej jak się da, a następnie biegnę do La Beauty Clinique. W między czasie odbieram kolejnego sms-a od La Beuty Clinique z przypomnieniem o dzisiejszej wizycie na godzinę 1630... Zgłupiałam... To na którą w końcu jest ta wizyta?! 
La Beauty Clinique
Wpadam do holu "kliniki piękności" i szybko podążam w stronę Pani X siedzącej za ladą recepcji. Obok niej stoi ciemnowłosa kosmetyczka - pani E. Po szybkim "dzień dobry" lekko poirytowana staram się wyjaśnić całą sytuację z smsami. Podczas składania wyjaśnień dostaję kolejnego smsa od.... La Beauty Clinique. Tym razem sms twierdzi, że moja dzisiejsza wizyta jest na godzinę 1845. Obie panie nie wiedziały co powiedzieć... przeprosiły mnie za całe zamieszanie oznajmiając, że widocznie ich system powiadomień sms szwankuje. Ok... skoro już jestem to chodźmy na ten zabieg.
Pani E prowadzi mnie do najbliższego gabinetu zabiegowego zaraz za recepcją. Zwraca się do mnie słowami: "Miała już zabieg mikrodermabrazji? Położy się na łóżku..." - Chwila, chwila... Pani mówi do mnie?! Bo nie bardzo rozumiem... Zwracanie się bezosobowe w moim odczuciu jest bardzo nieuprzejme... "Mia-Ł-A-M" - odpowiedziałam z akcentem na osobową końcówkę wyrazu. Położyłam się na łóżku, a Pani E. przykryła mnie kocem i nałożyła ochronny czepek na moją głowę. Zabieg rozpoczęła demakijażem kontynuując bezosobową rozmowę: "Uczulenia ma? Co stosuje? Jakich kremów używa? Ma problemy ze skórą?" - myślałam, że tam zejdę z poirytowania. Nie dość, że biegłam na złamanie karku, aby zdążyć na czas to jeszcze dali mi babkę, która zwraca się do mnie bezosobowo! Wzięłam głęboki oddech i odpowiedziałam spokojnie na wszystkie pytania. Miałam jednak wrażenie, że Pani E. kompletnie mnie nie słucha. Nie byłam w stanie dokończyć zdania, a już padało kolejne BEZOSOBOWE pytanie "Czym zmywa twarz? Toniki w domu ma?". Dosłownie przed chwilą opowiedziałam dokładnie pani E. o swoich skórnych problemach oraz domowej pielęgnacji, a mimo to padły o to pytania.
Po demakijażu pani E. wykonała mi mikrodemabrazję poprzedzona stwierdzeniem: "Mówi jak będzie za mocno". Ssanie głowicy było bardzo mocne, a pani E. wykonywała ruchy w obu kierunkach - prawo - lewo oraz góra - dół. Mikrodermabrazję miałam wykonywaną wielokrotnie i ani razu, żadna z kosmetyczek nie wykonywała takich ruchów głowicą. Zawsze było to w jednym kierunku - od środka twarzy do zewnątrz. Nie wiem czy jest to jedyne słuszne manewrowanie, ale zabieg wykonywany przez panią E. mogę zaliczyć do bardzo nieprzyjemnych. Twarz miałam porysowaną jakby ktoś ponacinał mnie nożem. Skóra niesamowicie piekła i bolała. Na moje uwagi, że mnie boli usłyszałam jedynie : "Już kończę...". Marzyłam o łagodzącej podrażnienia maseczce! A tutaj jeszcze czas na manualne oczyszczanie... To było coś strasznego... Moje koszmary z lat młodzieńczych powróciły. Pani E. w oczyszczanie manualne wkładała tyle siły, że moja głowa co chwila wbijała się głęboko w fotel. Na szczęście nie trwało to długo. Na koniec był bardzo szybki i niedokładny peeeling kawitacyjny, a następnie kolagenowa maseczka. Pani E. opuściła gabinet na czas trzymania maseczki na twarzy - miałam 15 min spokoju, aczkolwiek ciężko mi było się zrelaksować po takich przeżyciach. Na odchodne dostałam próbki kremów.
Gdy wróciłam do domu i zobaczyłam się w lustrze, prawie się popłakałam. Moja twarz była czerwona a pod palcami były wyczuwalne rysy pozostawione przez głowicę mikrodermabrazji. Nie wiedziałam co mam zrobić. Szybko zadzwoniłam do mojej koleżanki kosmetyczki z mojego rodzinnego miasta, żeby się skonsultować. Poradziła mi, abym zareklamowała usługę i zażądała złagodzenia podrażnienia darmowym zabiegiem kosmetycznym. Tak też postanowiłam zrobić, wróciłam do La Beauty Clinique, aby uzyskać gwarancję, że moje następne zabiegi nie będą wykonywane przez panią E. i poinformować o pokaleczeniu mojej skóry twarzy. Konfrontacja z panią E. skończyła się fiaskiem - otrzymałam informację, że reakcja mojej skóry jest normalna i nie ma powodów, aby wykonywać dodatkowe zabiegi łagodzące...

Podsumowanie drugiej wizyty w La Beauty Clinique:

Strona salonu: www.labeauteclinique.com

Jakość usługi:

Tragedia! Zdecydowanie nie powtórzę zabiegu i będę go odradzać innym!

Komfort klienta:

W porządku! Czułam się wystarczająco komfortowo!

Higiena:

W porządku! Zabieg wykonany w higienicznych warunkach!

Ocena ogólna:

Porysowana, zaczerwieniona i podrażniona twarz - to wystarczy aby uznać zabieg za tragiczny! Gdyby nie ból odczuwany podczas zabiegu komfort oceniłabym na wyżej. Do higieny zabiegu nie mogę się doczepić. Brak chęci naprawienia wyrządzonej mi szkody ze strony kliniki piękności oceniam bardzo negatywnie. Gdy niezadowolony klient powraca i zgłasza zażalenie, to moim zdaniem salon, przepraszam... klinika, która chce uchodzić za luksusową powinna chociaż poświęcić chwilę na dokładne obejrzenie twarzy po zabiegu i ocenienie jej stanu. A nie tak jak było to w tym przypadku, stwierdzić z marszu, że tak ma być i koniec. Po konfrontacji z panią E. dowiedziałam się od pani w recepcji, że pani E. jest właścicielką salonu LA Beauty Clinique...
niedziela, 22 kwietnia 2012

Błyskawicznie nawilżający krem do rąk - Nivea


Na zakup Błyskawicznie nawilżającego kremu do rąk marki Nivea namówiła mnie koleżanka. Zachęciła mnie mówiąc, że krem rzeczywiście wchłania się błyskawicznie i super nawilża. Ponieważ rekomendacje padające z ust moich znajomych i rodziny traktuję jako wyjątkowo skuteczną reklamę, nie zastanawiałam się długo i kupiłam krem w najbliższej drogerii za niecałe 10 zł, mimo iż miałam w domu cały zapas kremów do rąk ;)
Oto moje spostrzeżenia:Błyskwicznie nawilżający krem do rąk - Nivea
  • błyskawiczne wchłanianie?
Zgodnie z obietnicą producenta, krem wchłania się błyskawicznie. Rach - ciach i dłonie są suche, nie kleją się i możemy spokojnie przystąpić do pisania na klawiaturze komputera.
  • błyskawiczne nawilżenie?
Niestety w tym przypadku nie zauważyłam absolutnie żadnego nawilżenia dłoni. Krem ma dość rzadką konsystencję i zaraz po wsmarowaniu w dłonie szybko znika, a na dłoniach jedynie co zostaje to przyjemny zapach bez nawilżenia. Dłonie możemy smarować co 30 min a nawilżenia tym kremem im nie zapewnimy.
Ponadto kosmetyk nie jest wydajny... Bardzo szybko uciekł mi z tubki, ponieważ chcąc nawilżyć dłonie często je smarowałam, a jak wspomniałam nie doczekałam się z jego strony odpowiedniej pielęgnacji. Dlatego mimo cudownego świeżego zapachu i błyskawicznego wchłaniania nie skuszę się na jego zakup ponownie...
Poniżej przedstawiam swoją subiektywną ocenę Błyskawicznie nawilżającego kremu do rąk - Nivea:

Jakość:

Bez szału! Zwykły przeciętniak!

Opakowanie:

W porządku! Stosowanie intuicyjne!

Cena:

W porządku! Cena raczej na każdą kieszeń!
czwartek, 19 kwietnia 2012

Dni Urody i Spa - Poczuj piękno! Targi kosmetyczne


Już w ten weekend we Wrocławiu odbędą się targi kosmetyczne pod hasłem "Poczuj piękno!". Jest to fantastyczna okazja do poznania nowych marek kosmetycznych, przetestowania kosmetyków czy zaznajomić się z nowymi zabiegami kosmetycznymi. Program targów kosmetycznych przewiduje wiele atrakcji począwszy od warsztatów i wykładów szanowanych osób z branży po konkursy, pokazy mody i najnowszych trendów w makijażu. Nie zabraknie nawet tancerek belly dance! Podczas targów możemy również zakupić profesjonalne kosmetyki w promocyjnych cenach, których nie dostaniemy od tak w drogerii.
Dlatego myślę, że warto się tam zjawić :)

Dni Urody i SPA we Wrocławiu - targi kosmetyczne

Dni urody i Spa we Wrocławiu - Poczuj piękno!

Kiedy?

21-22 kwietnia 2012 od godz.1000 do 1800

Gdzie?

Hala Stulecia zwana jeszcze często przez wrocławiaków Halą Ludową

Za ile?

Bilet normalny - 15 zł
Bilet ulgowy - 10 zł

Harmonogram imprezy

Do poczytania na stronie Wrocławia tutaj
środa, 18 kwietnia 2012

Kompleksowa odnowa twarzy z oczyszczaniem, peelingiem kawitacyjnym, mikrodermabrazją i maską kolagenową w La Beaute Clinique (Groupon)


Stosunkowo niedawno na grouponie pojawiła się interesująca oferta głosząca, że w La Beauty Clinique można wykonać kompleksowe oczyszczanie twarzy. W skład zabiegu wchodził peeling kawitacyjny, manualne oczyszczanie twarzy oraz mikrodermabrazję lub mezoterapię (w zależności od wskazań skóry). Ten wielki pakiet był dostępny za 85 zł lub przy kupnie większej ilości pakietów cena stosunkowo malała. Zdecydowałam się zakupić aż 4 pakiety za łącznie 298 zł. Przeglądając wcześniej cennik bezpośrednio na stronie La Beauty Clinique stwierdziłam, że ceny regularne tych zabiegów są tam wygórowane i raczej prędko nie zdecydowałabym się na skorzystanie z ich regularnej oferty, np. peeling kawitacyjny na samą twarz to koszt 130 zł.
La Beauty Clinique
 Tak więc pierwszym moim krokiem jeszcze tuż przed zakupem kuponu na grouponie było dokładne przejrzenie strony internetowej "kliniki piękności".

Strona trochę mnie irytowała w obsłudze, bo była cała animowana i długo musiałam czekać na załadowanie się pożądanych przeze mnie treści - ale o stronach internetowych opowiem przy innej okazji. Dostrzegłam na stronie bardzo fajną możliwość umówienia się na zabieg do konkretnej Pani kosmetyczki. Taka opcja jest dostępna np. w oddziale w Warszawie. Nie spotkałam się jeszcze z taką funkcjonalnością na innych stronach salonów kosmetycznych - nie jest to bardzo skomplikowana sprawa a bardzo jest przydatna dla klientów.
Na początku miałam trudności z dodzwonieniem się do La Beauty Clinique. Problem polegał na tym, że nikt nie odbierał. Jednak kiedy w końcu mnie się udało, bardzo miła Pani po drugiej stronie telefonu umówiła mnie na wszystkie 4 wizyty w odstępach 30 dni - także miałam mieć zapewnioną kompleksową odnowę twarzy raz w miesiącu przez kilka miesięcy w przód.


Moja pierwsza wizyta w La Beauty Clinique


La Beauty Clinique mieści się w samym centrum Wrocławia - na Rynku pod adresem Św. Mikołaja 81. Nie miałam żadnych problemów ze znalezieniem tego miejsca. Po dotarciu na I piętro odnowionej kamienicy znalazłam się w siedzibie kliniki. Wystrój sprawiał wrażenie gustownego i bogatego wnętrza. W tle słychać było spokojną melodię.
Podeszłam do pani X siedzącej za blatem recepcji, przedstawiłam się i wyjaśniłam, że byłam umówiona na zabieg wykupiony na grouponie. Pani X poprosiła mnie o kupon i podała mi formularz do wypełnienia. Pytania zawarte w formularzu dotyczyły moich danych osobowych, wieku, typu mojej cery, ewentualnych uczuleń, implantów w ciele itd. Wypełnienie formularza zajęło mi 5 min, po czym zostałam zaproszona do jednego z wielu gabinetów zabiegowych przez inną panią, która okazała się być przydzieloną dla mnie kosmetyczką (Pani Y).

Gabinet był równie elegancko wyposażony co recepcja La Beauty Clinique. Niewielkie pomieszczenie w którym stało łóżko zabiegowe, krzesło, szafeczki z kosmetykami i kosmetyczny sprzęt. Na półeczce z kosmetykami postawiono ślicznie komponującego się fioletowego storczyka. Gabinet sprawiał wrażenie bardzo czystego i świeżego. Na łóżku leżała delikatna materiałowa osłonka oraz złożony fioletowy koc. Pani Y zadała jeszcze kilka dodatkowych pytań o stan mojej cery i poprosiła mnie o położenie się na łóżku. Gdy już wygodnie leżałam przykryła mnie kocem, a na moją głowę założyła materiałowy ochronny czepek, taki który często można zobaczyć na głowach chirurgów czy pań w sklepach mięsnych ;)

Pani Y bez wcześniejszego założenia rękawiczek wykonała mi demakijaż twarzy zostawiając makijaż na oczach, stwierdzając przy tym, że tej okolicy nie będzie dotykać więc nie ma potrzeby zmywania oczu. Demakijaż został wykonany przy pomocy kremowej substancji a następnie zmyty ciepłą wodą i jednorazową ściereczką. Zaraz po tym nadal bez rękawiczek na dłoniach wykonała mi dokładnie peeling kawitacyjny. Wtedy po nim nastąpił czas na nałożenie jednorazowych rękawiczek, osuszenie mojej twarzy delikatną chusteczką i manualne jej oczyszczanie. O dziwo nie czułam dużego bólu związanego z wyciskaniem wągrów. Może miał na to wpływ mój miesięczny cykl w każdym razie nie było to straszne jak zapamiętałam to za czasów bycia nastolatką. Po również dokładnym oczyszczaniu manualnym moja skóra została tonizowana i przyszedł czas na mikrodermabrazję. Również tutaj nie miałam zastrzeżeń co do jej wykonywania. Intensywność mikrodermabrazji została wręcz idealnie dostosowana do potrzeb mojej skóry. Na koniec została położona mi maseczka kolagenowa w której odpoczywałam przez następne 20 min przy lekko zgaszonym świetle i delikatnej melodii w tle. Pani Y na czas mojego relaksu w maseczce przeprosiła mnie i opuściła gabinet uprzedzając, że wróci za kilkanaście minut. Czułam się na prawdę świetnie - było mi ciepło pod kocem, wygodnie a atmosfera sprzyjała odpoczynkowi.

Na koniec mojej wizyty otrzymałam próbki kremów Clarena, które bardzo mi przypadły do gustu i dobrze pielęgnowały moją skórę na drugi dzień po zabiegu. Uznałam wizytę za udaną!

Opis moich następnych 3 wizyt w La Beuaty Clinique zamieszczę niebawem ;) W skrócie powiem tylko, że po drugiej wyszłam z bardzo mieszanymi uczuciami, po trzeciej też nie byłam zachwycona. A zabieg nr 4 został przeprowadzony przez tę samą panią kosmetyczkę co pierwszy, dzięki temu moje rozczarowanie po dwóch następnych wizytach trochę się złagodziło.

Podsumowanie pierwszej wizyty w La Beauty Clinique:

Strona salonu: www.labeauteclinique.com

Jakość usługi:

Rewelacja! Z przyjemnością powtórzę zabieg!

Komfort klienta:

Rewelacja! Czułam się jak królowa!

Higiena:

W porządku! Zabieg wykonany w higienicznych warunkach!

Ocena ogólna:

Ogólnie rzecz ujmując wyszłam zadowolona z La Beauty Clinique. Jedynie zastanawiało mnie stosunkowo późne założenie rękawiczek przez panią Y, a co zauważyłam przy następnych wizytach w klinice - wszystkie Panie kosmetczki jak jeden mąż nie zakładały rękawiczek wcześniej jak tuż przed oczyszczaniem manualnym. Dlatego przy higienie odejmuję jedną gwiazkę. Aczkolwiek pomijając ten jeden szczegół wizyta była udana i pozwoliła mi odpocząć a ponadto zadbać o moją cerę.
czwartek, 5 kwietnia 2012

Zmywanie lakieru hybrydowego w domu


Jak zmyć lakier hybrydowy w domu? To pytanie nurtowało mnie od kiedy wróciłam do domu jako szczęśliwa posiadaczka manicure hybrydowego. Na początku wydawało mi się to niemożliwe - przecież trzeba mieć jakiś specjalny "płyn" do usuwania lakieru hybrydowego. Później myślałam, że jest to nieopłacalne - w salonach usługa zmywania lakieru hybrydowego to koszt ok. 15 zł, a w niektórych salonach nawet 30 zł! Moje wnioski wynikały z braku wiedzy w tym zakresie. Opierałam się tylko na cennikach w salonach kosmetycznych i na informacjach otrzymanych od kosmetyczek, które jak wiadomo nie będą zdradzały informacji jak wykonać drobny zabieg samodzielnie w domu. Wystarczyło przeszukać dobrze internet, wypróbować znalezione rady i wybrać dla siebie najlepszy sposób na usunięcie lakieru :) Wydaje mi się, że jeżeli nie należymy do grupy ludzi z tzw. dwiema lewymi rękami to z powodzeniem możemy zrobić to same. Okazuje się, że koszt samodzielnego zmycia lakieru hybrydowego jest niewielki w porównaniu do ceny zabiegu oferowanego w salonie.

Jedynie co nam będzie potrzebne:
  • aceton (buteleczka 100 ml to koszt ok.9 zł) lub zmywacz do paznokci z acetonem (buteleczka 50 ml to koszt ok.2 zł)
  • drewniany patyczek do odsuwania skórek (opakowanie 5 szt. patyczków to koszt ok. 3,50 zł - z powodzeniem możemy korzystać z 1 patyczka drewniany patyczek wielokrotnie przy usuwaniu lakieru hybrydowego)
  • oliwka (dowolna)

Opcjonalnie (w zależności od wybranej metody usuwania lakieru)
  • 5 płatków kosmetycznych
  • kawałek folii aluminiowej
  • porcelanowa miseczka

Lakier hybrydowy pod wpływem kontaktu z acetonem zaczyna się kruszyć i robić miękki. Taki rozpulchniony lakier z powodzeniem delikatnie zdrapujemy z płytki paznokcia. Cała filozofia!
A teraz szczegóły:
Wybierając zmywanie lakieru zmywaczem do paznokci z acetonem usuwanie może być troszkę wolniejsze, ale zmywałam swój lakier zmywaczem z acetonem i wiem, że jest to również możliwe ;) Jeśli jednak zależy nam na szybkim jego usunięciu - sięgnijmy po aceton. Weźmy jednak pod uwagę, że będzie on mniej korzystnie wpływał na nasze paznokcie. Substancja ta odwadnia je, wysusza, sprawia, że mogą stać się łamliwe. Aceton kosmetyczny można kupić na stanowisku NeoNail w Magnolii lub w Factory Outlet albo w hurtowniach kosmetycznych np. w Vanity na ul.Szwedzkiej 15B (www.vanitysklep.pl)
Są dwa sposoby usunięcia lakieru hybrydowego:
  1. Namaczanie paznokci w acetonie poprzez zanurzenie bezpośrednio palców w miseczce z acetonem.
  2. Nałożenie acetonu na paznokcie za pomocą płatków kosmetycznych.

Osobiście preferuję drugi sposób usuwania lakieru hybrydowego - jest on również praktykowany w salonach kosmetycznych. Oczywiście przedstawię oba sposoby.

Sposób 1

  1. Do porcelanowej miseczki wlewamy taką ilość acetonu, która pozwoli nam zanurzyć końce palców tak, aby całkowicie zanurzyć paznokcie w substancji.
  2. Skórki wokół paznokci pokrywamy cienką warstwą oliwki - pomoże to zabezpieczyć skórę przed właściwościami wysuszającymi acetonu.
  3. Zanurzamy palce w acetonie na 10 min. Możemy przykryć dłoń i miseczkę niewielkim ręczniczkiem, w celu ograniczenia wydzielania ostrego zapachu substancji po całym mieszkaniu.
  4. Po 10 min wyciągamy palce. Lakier powinien oddzielić się od paznokci.
  5. Zeskrobujemy delikatnie drewnianym patyczkiem pozostały lakier z paznokci.
  6. Zabieg powtarzamy dla drugiej dłoni w tej samej miseczce bez "zmiany" acetonu.
  7. Na koniec myjemy ręce i nawilżamy dłonie kremem.

Sposób 2

  1. 5 płatków kosmetycznych przecinamy nożyczkami na pół, otrzymując pół-księżyce.
  2. Folie aluminiową rwiemy na paski. Będziemy takim paskiem owijać każdy paznokieć. Paski powinny mieć mniej więcej wymiary ok. 5 cm x 8 cm.
  3. Bierzemy jeden pół-księżyc płatka kosmetycznego i nasączamy go w acetonie lub zmywaczu.
  4. Nasączoną stroną przykładamy płatek do paznokcia.
  5. Owijamy folią aluminiową końcówkę palca, dociskając płatek do paznokcia. Tak, aby zrobił nam się taki czepek.
  6. Postępujemy tak ze wszystkimi pozostałymi paznokciami. Gdy wszystkie paznokcie będą już owinięte czekamy ok. 10-12 min.
  7. Po odpowiednim czasie zdejmujemy folię i płatek cały czas dociskając płatek do paznokcia. Musimy go zsunąć z palca przy okazji zabierając resztki lakieru.
  8. Pozostałości lakieru delikatnie usuwamy drewnianym patyczkiem.
  9. Na koniec myjemy ręce i nawilżamy dłonie kremem.

Poniżej dołączam link you tube - filmik idealnie obrazujący wykonanie drugiego sposób usunięcia lakieru hybrydowego w domu :)
Drugi sposób jest trochę dłuższy, ale delikatniejszy dla naszych palców, które mają niewielki kontakt z acetonem, ponieważ nasączony płatek ma kontakt głównie z paznokciem, a nie skórą palców. Niestety może się okazać, że żaden z przedstawionych sposobów nie będzie skuteczny w zmyciu lakieru hybrydowego. Powodzenie zależy od marki użytych lakierów. W zdecydowanej większości zabieg zakończy się sukcesem. Jednak mnie samej zdarzyło się, że w jednym z salonów użyto takich lakierów, których nic nie ruszało. Zrezygnowana zdecydowałam się zadzwonić po poradę do Pani, która wykonywała mi manicure. Niestety w odpowiedzi usłyszałam, że Pani ma również problemy ze "standardowym" zmyciem lakieru i ona praktykuje spiłowywanie lakieru pilnikiem i to jest jedyna rada jaką może mi dać... Brrr....
Ostatecznie zastosowałam swój drugi sposób połączony ze spiłowywaniem lakieru. Jakoś dałam radę ;)

Pamiętaj!

Jeśli nie czujesz się na siłach, aby samodzielnie usunąć lakier hybrydowy z paznokci - umów się na zabieg do swojej kosmetyczki. W takiej sytuacji nie ryzykuj ;)
pozdrawiam serdecznie,
Vera
niedziela, 1 kwietnia 2012

Manicure hybrydowy i parafina na dłonie w Salonie Kosmetycznym Kleo (Okazik.pl) wizyta 1


Akurat od kiedy zaczęłam się bardziej interesować wykonywaniem manicure hybrydowego, na portalach zakupów grupowych zaczęły się pojawiać okazje z nim związane. Nie wiem, czy było to zrządzenie losu, w każdym razie nie wahałam się skorzystać z możliwości wykonania manicure hybrydowego za pół-darmo. A jak doczytałam, że w skład oferty wchodzi dodatkowo zabieg parafinowy na dłonie nie miałam cienia wątpliwości, że powinnam z niej skorzystać. Tym sposobem stałam się posiadaczką dwóch kuponów na ten sam zabieg zakupionych na okazik.pl:

Manicure hybrydowy + parafina i maska na dłonie w Salonie Kosmetycznym Kleo za 10 zł

 Na początku zacznę od tego, że długo zastanawiałam się nad tym czy moje dwie wizyty opisać w jednym wpisie, czy może jednak rozdzielić je na dwa. Moje rozterki w tym temacie były podyktowane tym, że obie wizyty były "wyjątkowe"... dlatego opiszę je w dwóch wpisach...

Salon Kosmetyczny Kleo znajduje się we Wrocławiu na ulicy Grabiszyńskiej 279 - tuż obok przystanku FAT. Salon dzieli swój lokal z salonem fryzjerskim oraz 1 stanowiskiem do wykonywania tipsów. Według moich obserwacji na podstawie dwóch wizyt - wygląda na to, że prowadzą one osobne działalności gospodarcze - ale pracownicy pomagają sobie wzajemnie. Salon Kleo ma wydzielony niewielki gabinecik - aby do niego dojść, należy przejść przez salon fryzjerski mijając stanowisko do tipsów. W gabinecie postawiony jest mały stolik do manicure oraz łóżko zabiegowe. Dookoła na ścianach wiszą szafki z lakierami do paznokci i innymi akcesoriami kosmetycznymi.

Moja pierwsza wizyta

Na swoją pierwszą wizytę dotarłam 10 min wcześniej od umówionej godziny - nie chciałam się spóźnić biorąc pod uwagę mój długi dojazd do Salonu Kosmetycznego Kleo. Gdy weszłam do salonu czuć było napiętą atmosferę. Na wprost wejścia stała skórzana kanapa. Na niej siedziała młoda dziewczyna w bosych stopach i japonkach (to był koniec lutego) czytająca gazetę, a obok niej starsza kobieta z kilkuletnią córeczką, która ewidentnie miała kłopot z usiedzeniem w jednym miejscu. Po prawej stronie od kanapy stało stanowisko do wykonywania tipsów a przy nim siedziała pani manicurzystka (pani X) obsługująca swoją klientkę. Z kolei po lewej stronie od kanapy, zza wnęki można było dostrzec panią fryzjerkę (pani Y) suszącą włosy młodej dziewczynie. Na moje wejście do salonu zareagowały jedynie klientki siedzące na kanapie. Żadna z Pań - X i Y - nie zwróciła na mnie uwagi. Odczekałam chwilę, dając im szansę, lecz po kilku dziesięciu sekundach się poddałam i podeszłam do stolika Pani X. Powiedziałam, że jestem umówiona na wizytę do Salonu Kleo na godz. 18.00. Pani X odpowiedziała mi uprzejmie, że jest niewielkie opóźnienie i żebym poczekała na kanapie, a ona poinformuje koleżankę kosmetyczkę (panią Z), że już przyszłam. Gdy Pani X wyszła, niespodziewanie odezwała się kobieta z dzieckiem:
- To się pani naczeka! Tu jest istny chaos! Czekam już 45 min na swoją wizytę. Porażka na całej linii... - powiedziała.
Przyznam szczerze, że zaskoczyła mnie ta wypowiedź, zwłaszcza, że dziewczyna z gazetą skwitowała słowami "To prawda...". Pani X wróciła z powrotem a razem z nią przyszła Pani Z. Muszę przyznać, że to był niecodzienny widok. Pani kosmetyczka sprawiała wrażenie młodszej siostry Ewy Minge, a to wszystko za sprawą wstrzykniętego botoksu w usta (tak mi się przynajmniej wydaje, że to był botoks). A ponadto pani :
  • nie była ubrana w kosmetyczny uniform. Miała na sobie zwyczajny strój dzienny - połyskujące, czarne spodnie biodrówki z przeplecionym w pasie paskiem imitującym wężową skórę, czarny T-shirt z napisem, białe skarpetki i zwykłe klapki
  • była mocno opalona
  • miała na paznokciach długie tipsy
  • a na zębie (górna dwójka po lewej stronie) wtopioną złotą gwiazdkę (co to w ogóle jest? kolczyk?)
Wiem, że nie powinno się ludzi oceniać po wyglądzie, ale prawda jest taka, że nasz wygląd w ponad 90% składa się na pierwsze wrażenie. A w tym przypadku delikatnie ujmując byłam zaniepokojona miejscem, w którym się znalazłam. Pani Z trzymała w rękach terminarz. Spytała uprzejmie o moje dane i poprosiła o chwilę cierpliwości. Odpowiedziałam, że nie ma problemu i zabrałam się za przeglądanie leżącej obok prasy, a pani Z zniknęła w gabinecie zabiegowym. Około 10 min później pani z dzieckiem została poproszona do gabinetu, a jej miejsce na kanapie zajęła poprzednia klientka, która okazała się być mamą dziewczyny, która siedziała tuż obok mnie w japonkach. Mama wyszła z gabinetu na bosaka po kafelkach (!) i usiadła obok nas ze stopami lekko uniesionymi nad podłogą. Dosłownie sekundę później przybiegła praktykantka salonu kosmetycznego i podłożyła mamie pod stopy ręczniczek, aby mogła je opuścić. Okazało się, że w "poczekalni" ma poczekać, aż wyschnie jej lakier na paznokciach stóp i dłoni! Byłam mocno zaskoczona. Na szczęście tej pani - miała dobry humor i razem z córką miały niezły ubaw.
- Mówiłam Ci, żebyś wzięła sobie japonki! - zaśmiała się córka do mamy - No tak... SPA to, to nie jest... - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, widząc moje powiększające się oczy ze zdumienia.
- Moja siostra była tu wczoraj i było tak samo. Też kazali jej chodzić na boso po kafelkach. Stąd wiem, że trzeba było wziąć klapeczki - podniosła stopy i zaśmiewając się poklapała nimi o swoje stopy.
Chwilę później do dziewczyny zadzwoniła jej siostra. Dziewczyna bez cienia skrępowania opowiadała swoje "wrażenia" z obsługi salonu co chwila się śmiejąc. W między czasie praktykantka przychodziła kilka razy i sprawdzała czy lakier na paznokciach dziewczyny i jej mamy wysechł. Gdy w końcu zastygł, pomalowała paznokcie ostatnią warstwą lakieru i rozpoczęła wcieranie kremu w stopy mamy i córki na kanapie tuż obok mnie. Mama z racji swojej lekkiej puszystości ze sporym wysiłkiem podnosiła wysoko nogi na życzenie praktykantki. W tym momencie byłam już naprawdę w sporym szoku. Nigdy w życiu nie spotkałam się z takim sposobem obsługi i brakiem profesjonalizmu!
Po kilku minutach zostałam poproszona do gabinetu przez panią Z. Usiadłam na wskazanym krzesełku, a Pani Z po przeciwnej stronie. Pani Z. nie miała na sobie rękawiczek ochronnych, a na stoliczku leżał zużyty ręczniczek po poprzedniej klientce z dzieckiem, resztki paznokci oraz zapylone pilniki. Jednak nie przeszkodziło to Pani Z, która przystąpiła do spiłowania mojego bezbarwnego lakieru do paznokci. Byłam niemile zaskoczona (po raz kolejny), że nie uprzątnięto stanowiska po poprzedniej kliencie, pilniki nie wyczyszczone, a moje dłonie i dłonie kosmetyczki nie zostały zdezynfekowane. Gdy został spiłowany mój lakier, pani kosmetyczka rozpoczęła nadawanie kształtu moim paznokciom. O wycięciu skórek mogłam pomarzyć. Zaraz po opiłowaniu pani spytała na jaki kolor malujemy paznokcie - wybrałam french - i rozpoczęła od razu malowanie różowym kolorem moich paznokci, bez uprzedniego nałożenia bazy. Potem nałożyła białe końcówki i ponownie różowy kolor. Wszystkie etapy nałożenia lakieru, były poprzedzone naświetlaniem paznokci w lampie UV. Ostatnim etapem mojej wizyty była parafina i maska na dłonie. Dopiero na sam koniec, gdy miałam już ładnie pomalowane paznokcie, pani Z zdezynfekowała mi dłonie - opryskując je specjalnym sprayem.
Zanim jednak to nastąpiło do gabinetu weszła kolejna klientka, która usiadła ze zgiętymi w kolanach nogami na łóżku zabiegowym. Pod stopy na łóżku postawiono jej miskę z wodą do moczenia stóp. W między czasie miała rozpoczęty manicure "w powietrzu". Praktykantka piłowała paznokcie trzymając dłoń klientki bezpośrednio w swoich rękach. Tak też jej wycięła skórki i pomalowała paznokcie.
Ja z kolei musiałam podejść do parafiarki za łóżko zabiegowe, ponieważ "miała za krótki kabel". Pani Z nałożyła mi pędzlem maseczkę na dłonie, postawiła parafiarkę na podłodze, podniosła przykrywkę i poprosiła o włożenie dłoni. Przykucnęłam. Parafina była rozpuszczona całkowicie. Wyglądała na bardzo rzadką. W związku z tym, że miałam tylko raz w życiu robioną parafinę i nie pamiętałam jak powinna ona wyglądać - zaczęłam mieć pewne wątpliwości.
- A jak bardzo jest to gorące? - spytałam. - Raczej bardzo. - A poparzę się? - Nie powinna pani... - odpowiedziała. - To nie powinnam się poparzyć czy może jednak się poparzę? - nie dałam za wygraną. - Proszę włożyć rękę... - odpowiedziała kosmetyczka z wyraźnym poirytowaniem w głosie.
No dobra... to włożyłam niepewnie. Nie zamoczyłam całej, bo niemalże natychmiast poczułam niesamowite gorąco. To samo było z drugą dłonią. Już trudno stało się. Pani kosmetyczka zawinęła mi dłonie w folie i włożyła do materiałowych rękawic bez palców. Miałam poczekać tak 20 min. Nie wyproszono mnie z gabinetu zabiegowego do poczekalni, więc mogłam spokojnie obserwować w jaki sposób obsługiwana jest klientka przez praktykantkę.
Klientka - młoda dziewczyna skończyła moczyć stopy, a praktykantka opiłowywała jej paznokcie. Siedziałam tak blisko, że gdybym chciała mogłabym pogilgotać dziewczynę po stopach. W pewnym momencie praktykantka zwróciła się o pomoc do pani Z. Pomoc była potrzebna przy ścieraniu zgrubiałego naskórka na stopach klientki. Pani Z zdecydowała się go usunąć sama - osobiście. I w tym momencie zarówno moje jak i oczy dziewczyny na łóżku otworzyły się tak szeroko, jak chyba nigdy w życiu. A na twarzy klientki dosłownie było widać przerażenie. Pani Z wyciągnęła bowiem ścinak do stóp z żyletką! Narzędzie wręcz prehistoryczne w salonach kosmetycznych! Mało tego! Zostało wyciągnięte ot tak z pudełka z innymi akcesoriami. Bez dezynfekcji, bez zmiany żyletki!
- Co to jest?! - spytała przerażona klientka. - Tym pani usunę martwy naskórek - odpowiedziała spokojnie pani kosmetyczka. - Ale ja nie chcę... - powiedziała cichutko pod nosem klientka niemalże ze łzami w oczach, lecz nie zdążyła zareagować inaczej, ponieważ pani Z śmigała ścinakiem po jej stopach...
Na szczęście nie byłam świadkiem rozlewu krwi. Klientka i jej stopy jakimś cudem przeżyły tę przygodę - ale jestem niemalże pewna na 100%, że była to ostatnia przygoda w tym Salonie.
Moje 20 min minęło - zdjęto mi rękawice, folie i usunięto resztki parafiny. Powiedziałam naprędce dziękuję i do widzenia z myślą by jak najszybciej opuścić to "niezwykłe" miejsce.

Podsumowanie opisanej wizyty w Salonie Kosmetyczno Kleo:

Strona salonu: brak

Jakość usługi:

Bez szału! Jeszcze się zastanowię czy wrócę!

Komfort klienta:

Bez szału! Komfort średnio zapewniony!

Higiena:

Kiepsko! Higiena to obce słowo!

Ocena ogólna:

Abstrahując od tego co widziałam i co słyszałam będąc w Salonie Kosmetycznym Kleo, chciałabym opisać wrażenia po moim zabiegu. Przede wszystkim wolałabym, aby mój bezbarwny lakier był zmyty zmywaczem a nie brutalnie spiłowywany, aczkolwiek taka forma jest dla mnie jeszcze w jakimś stopniu dopuszczalna. Natomiast brak rękawiczek na dłoniach kosmetyczki i brak dezynfekcji rąk klientki przed zabiegiem to dla mnie absolutny błąd. Pani Z ma bardzo dobrze wyćwiczoną rękę - paznokcie mimo pośpiechu zostały idealnie pomalowane. Naprawdę byłam pod wrażeniem jej sprawności. Niestety to wrażenie szybko rozwiała, krótka wymiana zdań przy parafiarce. Czułam się zmuszona do wykonania czynności, której nie byłam pewna. Nie czułam się komfortowo w tej sytuacji. Dlatego zabieg parafinowy nie był dla mnie przyjemny, ani skuteczny, ponieważ nie byłam w stanie pokryć parafiną całych dłoni. Ogólnie nie polecam tego miejsca, ponieważ jakość usług jest wątpliwa, a atmosfera również nie sprzyja relaksowi.