niedziela, 27 października 2013

Podkład mineralny Everyday Minerals Light Neutral Matte Base

Na kupno kosmetyków mineralnych skusiłam się dopiero po przeczytaniu na ich temat kilku postów Aliny Rose. Zbliżało się lato, a ja nie miałam najmniejszej ochoty szpachlować się w taki gorąc podkładem Revlona. Skusiła mnie obiecywana lekkość oraz naturalność tych produktów. 

Dobór idealnego odcienia

Zdecydowałam, że muszę je wypróbować, ale gdy zobaczyłam niesamowicie ogromną paletę odcieni autentycznie byłam przerażona! Jak mam wybrać ten idealny?! Poczułam, że nie będzie łatwo... i zgodnie z sugestią Aliny zakupiłam najpierw całkiem sporą ilość testerów w miniaturowych słoiczkach. 
Wybierałam spośród odcieni jasnych zgodnie ze wskazówkami umieszczonymi pod każdym z nich. Testerki nie kosztowały tak dużo jak pełne opakowanie, a dzięki temu mogłam lepiej zdecydować się na konkretny odcień. Tak metodą prób i błędów skusiłam się na kupno pełnowymiarowego opakowania Light Neutral z Everyday Minerals w wersji matującej. Na początku lata odcień wydawał mi się być idealny, teraz w okresie jesiennym mam wrażenie, że jest dla mnie zbyt ciemny.

New DESIGN

W końcu i mój blog doczekał się wizualnych zmian. 
Miało być prosto, ale zarazem elegancko i z klasą przy zachowaniu charakterystycznego dla blog pudrowego różu. Mam nadzieję, że nowy design Subiektywnym Okiem spodoba się Wam tak samo jak mnie :) Ciekawa jestem Waszych opinii!

Wraz ze zmianami nadchodzą nowe posty!
Niebawem dowiecie się gdzie we Wrocławiu możemy wykonać niesamowicie tani i dobry manicure hybrydowy, a także które miejsce przywróciło mi wiarę we fryzjerów :) 
Nie zabraknie również moich spostrzeżeń na temat najnowszego pudełeczka Glossybox utworzonego przez Kasię Tusk oraz opinii o innych kosmetykach :)
Już teraz serdecznie Was zapraszam do śledzenia bloga!
Buziaki,
Vera
piątek, 4 października 2013

Pedicure z malowaniem w Studio Glamour

To było w okresie letnim, ale bardziej pod koniec lata jak jego środka. Szukałam miejsca, które byłoby dla mnie nowe, bez groupona - ot tak po prostu. Tak trafiłam do Studia Glamour na frezarkowy pedicure z malowaniem. Studio Glamour mieści się na ul. Białoskórniczej 7/9 we Wrocławiu tuż przy rynku i łączy ze sobą usługi fryzjerskie z kosmetycznymi. Zawsze ciekawiło mnie to miejsce, ponieważ niemalże każdego dnia przejeżdżałam tamtędy tramwajem. Z zewnątrz prezentował się naprawdę glamour, ale czy usługa również była glamour? O tym poniżej :)
Studio Glamour, Białoskórnicza 7/9, Wrocław
źródło: http://www.facebook.com/pages/Studio-Glamour/
Będąc już nieopodal salonu dostrzegłam stojącą przed wejściem do studia panią w kosmetycznym uniformie i kompletnie do tego nie pasujących jeansowych spodni do kolan, która sprawiała wrażenie bardzo zajętej rozmową telefoniczną. Ponieważ byłam tam pierwszy raz nie wiedziałam, że jest to pani, do której jestem właśnie umówiona. Weszłam do środka, przedstawiłam się i obsługująca klientkę pani fryzjer poprosiła do środka panią kosmetyczkę stojącą przed wejściem (dla ułatwienia nazwijmy ją panią X). Pani X od wejścia do środka była niezwykle miła, ale niestety w sposób bardzo nienaturalny. Naprawdę można byłoby to określić totalnym wazeliniarstwem. Zaprosiła mnie do swojego małego gabineciku (powierzchnia ok. 3 m2) i poprosiła, abym usiadła na krzesełku ustawionym pod ścianą obok łóżka zabiegowego. Pod nogi została mi podsunięta wanienka do stóp z hydromasażem wyłożona folią z ciepłą wodą w środku i jakimś płynem. Do tej pory nie wiem co to było, ale jakaś rzecz w wanience znajdująca się pod folią niesamowicie mnie uwierała i kuła w stopę tak, że musiałam ją lekko trzymać nad dnem, aby o to coś nie zawadzać. Zawsze mnie zastanawia po co w salonach wanienki z hydromasażem, skoro nigdy klientom ich nie włączają? Tak było też tutaj, zdecydowanie wolałabym gładką miskę niż to całe uwierające ustrojstwo.
czwartek, 3 października 2013

Wyniki konkursu GLOV :)

Przyszedł oczekiwany czas, w którym przedstawię Wam zwycięzców konkursu, w którym do wygrania były aż 3 ściereczki do demakijażu GLOV :)

Weryfikacja była bardzo skrupulatna, ponieważ niestety wiele z Was nie spełniło wszystkich wymaganych warunków konkursu, stąd troszkę dłuższy czas oczekiwania na wyniki.
Przy okazji pragnę nadmienić, iż "łowcy konkursów", którzy obserwują blogi tylko dla potencjalnych wygranych niech mają się na baczności! Lista obserwatorów została przeze mnie zapisana i ci, którzy opuszczą ich grono a pojawią się przy kolejnej zabawie zostaną automatycznie wyeliminowani z konkursu :)




Koniec formalności, czas przejść do najważniejszej części! Oto zwycięzcy, którzy będą mieli okazję sprawdzić skuteczność GLOV na samemu sobie!

  • Katarzyna Szostek (GLOV Comfort)
  • Joanna Wilk (GLOV Comfort)
  • Agnieszka Wysocka (GLOV On-the-go)
Do dziewczyn ślę już maile z gratulacjami i prośbą o Wasze adresy wysyłki! :)

Ale, ale! UWAGA! 

W sieci jak wspominałam jest wiele kodów rabatowych na zakup GLOV, którego można oddać w ciągu 7 dni jeżeli Wam się nie sprawdzi, a przesyłka jest darmowa!
Znaleziony w czeluściach Internetu GLOV15 do dzisiaj (3 października) daje 20% rabatu, a od jutra do końca tygodnia 15% zniżki!

W niedalekiej przyszłości podzielę się z Wami moim spostrzeżeniem w jaki sposób GLOV pomoże nam oczyścić nasze noski z czarnych i znienawidzonych kropeczek! :)
wtorek, 1 października 2013

Garstka mini-recenzji z wrześniowego Glossybox'a

Wrześniowy Glossybox to moje najlepsze pudełeczko, jakie miałam do tej pory! Wszystkie produkty przypadły mi do gustu i wbrew powszechnej opinii, moim zdaniem bardzo dobrze wpisuje się w klimat hasła przewodniego Sugar & Spice. Wszystkie produkty znalezione w pudełeczku miały intensywny i ciekawy zapach (oprócz eye-linera), dlatego uważam, że hasło pasuje tu jak ulał!

Jeszcze przed końcem września zdążyłam do końca zużyć dołączoną do pudełka emulsję LIERAC oraz peeling z YVES ROCHER. Bardzo przypadł mi do gustu balsam ORGANIQUE z masłem shea, które wyparło masła The Body Shop w pielęgnacji mojego ciała. Odżywka ARTEGO była fajną pojemnością w sam raz do zabrania na basen, a eye-liner w pisaku BE A BOMBSHELL był totalną dla mnie nowością :)


Najbardziej zachwyciła mnie emulsja LIERAC i balsam ORGANIQUE. Z marką Lierac nie miałam wcześniej absolutnie nic do czynienia. Ich kosmetyki są dla mnie bardzo drogie, a nazwa kojarzyła mi się z marką Loreal, o której w kwestii pielęgnacji cery nie mam najlepszego zdania. Stąd przechodziłam obok nich zawsze obojętnie. Podarowana mi emulsja miała za zadanie intensywnie nawilżać skórę, chronić przed wolnymi rodnikami i pobudzać funkcje życiowe skóry. Do mojej mieszanej skóry była idealna, choć ciutkę za lekko nawilżała. Konsystencja bardzo lekka, taka jak lubię, a zapach nieziemsko piękny - kwiatowy! 10 ml produktu starczyło mi dosłownie na 1 tydzień stosowania (twarz + szyja). 

Natomiast balsam ORGANIQUE zaskoczył mnie swoją zwartą konsystencją, którą w zasadzie można byłoby nazwać zbitą. Balsam należy dosłownie wydłubać z plastykowego pudełeczka, a następnie rozgrzać w dłoniach. Po rozgrzaniu balsam magicznie zmienia się w intensywnie pachnący olejek. Cudownie nawilża skórę i pobudza zmysły aromatem pomarańczy z chili. Skórę otula delikatną tłustą powłoczką, którą osobiście bardzo lubię. Perfekcyjnie nadaje się do wykonania masażu i świetnie zbiera resztki miękkiego wosku po depilacji. Dla mnie zdecydowany HIT i odkrycie roku! Kupię jeszcze nie raz!


Eye-liner to dla mnie nowinka. Do tej pory miałam eye-liner w słoiczku lub pędzelku. Ten pisak od BE A BOMBSHELL pozwala nam na precyzyjne zrobienie kreski. Niestety w moim przypadku nałożony na samą powiekę, bez cienia i bez bazy bardzo szybko się rozmazuje. 2 godzinki i już kreski nie ma, a jedynie jakieś nędzne resztki. Tak poza tym jest w porządku, choć aby uzyskać intensywną czerń na cieniach trzeba się troszkę namęczyć.

Ucieszyłam się również widząc produkt od YVES ROCHER. Lubię tę markę, choć za wielu produktów w swojej kolekcji nie posiadam. Swego czasu czaiłam się bardzo na maskę do twarzy i włosów z tej serii produktów z glinką. Co prawda nie dostałam maski, a peeling ale peelingów nigdy za wiele. Ten zszedł raz dwa. Pojemność 30 ml starczyła mi zaledwie na jeden raz. Lubię mocne zdzieraki, a ten do nich nie należy. Drobinki są malutkie, a konsystencja dość rzadka. Na pewno nie będzie to dobry peeling do walki z wrastającymi włoskami. Dlatego na ten produkt się nie skuszę ponownie, ale cieszę się, że go miałam okazję przetestować.

A Wam co się z tego pudełeczka podobało najbardziej? :)