wtorek, 1 października 2013

Garstka mini-recenzji z wrześniowego Glossybox'a

Wrześniowy Glossybox to moje najlepsze pudełeczko, jakie miałam do tej pory! Wszystkie produkty przypadły mi do gustu i wbrew powszechnej opinii, moim zdaniem bardzo dobrze wpisuje się w klimat hasła przewodniego Sugar & Spice. Wszystkie produkty znalezione w pudełeczku miały intensywny i ciekawy zapach (oprócz eye-linera), dlatego uważam, że hasło pasuje tu jak ulał!

Jeszcze przed końcem września zdążyłam do końca zużyć dołączoną do pudełka emulsję LIERAC oraz peeling z YVES ROCHER. Bardzo przypadł mi do gustu balsam ORGANIQUE z masłem shea, które wyparło masła The Body Shop w pielęgnacji mojego ciała. Odżywka ARTEGO była fajną pojemnością w sam raz do zabrania na basen, a eye-liner w pisaku BE A BOMBSHELL był totalną dla mnie nowością :)


Najbardziej zachwyciła mnie emulsja LIERAC i balsam ORGANIQUE. Z marką Lierac nie miałam wcześniej absolutnie nic do czynienia. Ich kosmetyki są dla mnie bardzo drogie, a nazwa kojarzyła mi się z marką Loreal, o której w kwestii pielęgnacji cery nie mam najlepszego zdania. Stąd przechodziłam obok nich zawsze obojętnie. Podarowana mi emulsja miała za zadanie intensywnie nawilżać skórę, chronić przed wolnymi rodnikami i pobudzać funkcje życiowe skóry. Do mojej mieszanej skóry była idealna, choć ciutkę za lekko nawilżała. Konsystencja bardzo lekka, taka jak lubię, a zapach nieziemsko piękny - kwiatowy! 10 ml produktu starczyło mi dosłownie na 1 tydzień stosowania (twarz + szyja). 

Natomiast balsam ORGANIQUE zaskoczył mnie swoją zwartą konsystencją, którą w zasadzie można byłoby nazwać zbitą. Balsam należy dosłownie wydłubać z plastykowego pudełeczka, a następnie rozgrzać w dłoniach. Po rozgrzaniu balsam magicznie zmienia się w intensywnie pachnący olejek. Cudownie nawilża skórę i pobudza zmysły aromatem pomarańczy z chili. Skórę otula delikatną tłustą powłoczką, którą osobiście bardzo lubię. Perfekcyjnie nadaje się do wykonania masażu i świetnie zbiera resztki miękkiego wosku po depilacji. Dla mnie zdecydowany HIT i odkrycie roku! Kupię jeszcze nie raz!


Eye-liner to dla mnie nowinka. Do tej pory miałam eye-liner w słoiczku lub pędzelku. Ten pisak od BE A BOMBSHELL pozwala nam na precyzyjne zrobienie kreski. Niestety w moim przypadku nałożony na samą powiekę, bez cienia i bez bazy bardzo szybko się rozmazuje. 2 godzinki i już kreski nie ma, a jedynie jakieś nędzne resztki. Tak poza tym jest w porządku, choć aby uzyskać intensywną czerń na cieniach trzeba się troszkę namęczyć.

Ucieszyłam się również widząc produkt od YVES ROCHER. Lubię tę markę, choć za wielu produktów w swojej kolekcji nie posiadam. Swego czasu czaiłam się bardzo na maskę do twarzy i włosów z tej serii produktów z glinką. Co prawda nie dostałam maski, a peeling ale peelingów nigdy za wiele. Ten zszedł raz dwa. Pojemność 30 ml starczyła mi zaledwie na jeden raz. Lubię mocne zdzieraki, a ten do nich nie należy. Drobinki są malutkie, a konsystencja dość rzadka. Na pewno nie będzie to dobry peeling do walki z wrastającymi włoskami. Dlatego na ten produkt się nie skuszę ponownie, ale cieszę się, że go miałam okazję przetestować.

A Wam co się z tego pudełeczka podobało najbardziej? :)






5 komentarzy: