poniedziałek, 25 czerwca 2012

Lancaster Bronzing Beauty - bronzer do nóg


Kosmetyk podpatrzyłam u aktorki (czy może już tylko u celebrytki) Anny Muchy. Zaprezentowała go na swoim blogu, zdradzając swoim czytelnikom w jaki sposób otrzymuje w krótkim czasie smakowitą opaleniznę prezentowaną później na czerwonym dywanie. Ponieważ jestem przeciwniczką chodzenia do solarium oraz jak większość kobiet nie lubię swoich bladych nóg postanowiłam skusić się na zakup tego kosmetyku. Do tej decyzji pchnęła mnie ostatecznie informacja, że w drogeriach Sephora jest obecnie 25% rabat na produkty marki Lancaster. Poszłam i kupiłam - wydałam "promocyjnie" 89 zł za 125 ml bronzera do nóg.
Lancaster Bronzing BeautyLancaster oferuje bronzer przeznaczony do nóg (125 ml) oraz osobny do twarzy (50 ml). Cena tych dwóch produktów jest taka sama. W zależności od drogerii w cenie regularnej zapłacimy za kosmetyki po 100 zł za sztukę. Moim zdaniem jest to bardzo wysoka cena za tak niewielką pojemność, ale z drugiej strony uważam, że jeśli kosmetyk jest bardzo dobrej jakości to warto za niego wydać więcej.
Do wyboru mamy 2 odcienie - 01 dla osób z bardzo jasną karnacją i 02 dla osób z ciemniejszą. Mimo, że mam jasną karnację, a buzię wręcz koloru "prosiaczkowego" zdecydowałam się wybrać odcień 02. Nogi mam tak blade, że uznałam, że odcień 01 będzie za jasny. Ostatecznie okazało się, że ten wybór był trafny. Odcień 01 byłby niemalże niewidoczny, ponieważ 02 prezentuje się na moich nogach bardzo subtelnie.
Zaznaczę również, że Lancaster Bronzing Beauty nie jest samoopalaczem! Jest to zdecydowanie balsam koloryzujący, którego kolor widzimy natychmiast po nałożeniu na ciało. Nie uraczymy więc charakterystycznego (dla mnie obrzydliwego) zapachu samoopalacza. W zamian dostaniemy bardzo przyjemny, delikatny, lekko różany zapach balsamu. Kolor opalenizny uzyskiwany jest dzięki drobniutkim kuleczkom czerwonego i czarnego pigmentu, które w trakcie nakładania balsamu pękają pozostawiając kolor. Przyznam szczerze, że miałam już kilka podejść do tego balsamu i za każdym razem muszę się porządnie namachać, aby rozprowadzić kolor równo i bez smug. Dla mnie jest to praktycznie niemożliwe. Za każdym razem po aplikacji zauważam swoje niedociągnięcia - być może jestem rozpieszczona łatwością aplikacji rajstop w sprayu Sally Hansen.
Na opakowaniu producent zapewnia nas, że balsam szybko się wchłania, nie brudzi ubrań, łatwo zmywa oraz zawiera w sobie stymulator melaniny, który przyspiesza naturalną opaleniznę. Od siebie dodam, że balsam nie zawiera żadnych filtrów ochronnych. 
Teraz może weźmy każdą z tych obietnic pod nóż:
  • szybkie wchłanianie
Ciężko mi się z tym zgodzić. Jak to ze zwykłymi balsamami bywa, tak i z tym wchłanianie wymaga trochę czasu. Balsam pozostawia delikatną, tłustą powłoczkę na nogach. W czasie wchłaniania lepiej nie dotykać nóg, ponieważ podczas tego procesu można narobić sobie smug. Wchłania się co najmniej 12-15 min.
  • nie brudzi ubrań
Niestety brudzi... ale to zależy! Oczywiście pobrudzimy ubrania, jeśli balsam nie wyschnie całkowicie. Wtedy dotknięcie ubraniem nóg może się skończyć brązowym śladem na ubraniu oraz zmytym kolorem z nóg. Jak już balsam wyschnie jest w miarę trwały. Piszę w miarę, ponieważ gdy jest bardzo gorąco i spocą nam się miejsca pod kolanami, to również musimy się spodziewać, że zaczniemy brudzić ubranie.
  • łatwo się zmywa
Tutaj zgadzam się bez dwóch zdań. Zmywa się bez żadnego problemu pod wodą z żelem, mydłem, gąbką itp.
  • stymulator melaniny
W tym miejscu mam problem, ponieważ nie wystawiałam specjalnie nóg na działanie promieni słonecznych i nie umiem powiedzieć, czy rzeczywiście balsam przyspiesza opalanie. Zresztą ja zawsze mam problem z opaleniem nóg, więc nie potrafię określić czy stymulator działa czy nie (za co Was przepraszam).
Podsumowując:
Kosmetyk jest bardzo drogi, a jego jakość pozostawia wiele do życzenia. Jak się później zorientowałam Anna Mucha najzwyczajniej w świecie zrobiła reklamę temu bronzerowi, za którą zgarnęła później odpowiednią sumkę pieniędzy. Jednym słowem dałam się skusić tej reklamie i wywaliłam swoje pieniądze w błoto. Jeżeli chciałabym mieć pewność, że moja opalenizna nóg mnie nie zawiedzie sięgnę po rajstopy w sprayu, a nie po bronzer Lancastera. Za 100 zł oczekiwałabym, że kosmetyk będzie niezawodny, a niestety tak nie jest. Będę go używać, ale jedynie na okazję, w których będę chciała nawilżyć nogi balsamem i nadać im lekkiego koloru. Lancaster Bronzing Beauty nie toleruje pod sobą innych balsamów - kolor zaczyna się wałkować i ciężko jest już z tym zrobić cokolwiek - trzeba po prostu zmyć i nałożyć od nowa. Jeżeli nie mamy idealnie gładkich nóg, też nie będzie nam łatwo go nałożyć. Nogi muszę być dokładnie ogolone lub wydepilowane.
Ostatecznie - nie polecam! Lepiej zakupić rajstopy w sprayu za mniejsze pieniądze i mieć gwarancję ich niezawodności.

Poniżej przedstawiam swoją subiektywną ocenę  Lancaster Bronzing Beauty - bronzera do nóg:

Jakość:

Kiepsko! Zdecydowanie nie dla mnie!

Łatwość użytkowania:

Bez szału! Dziwnie się go stosuje...

Cena:

Kiepsko! Drogi kosmetyk!

0 komentarze:

Prześlij komentarz